Info
Witam! Z tej strony Michał Kandefer, urodzony katowiczanim oraz absolwent katowickiej AWF. Mam przejechane 52615.91 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 23.30 km/h.Rekordowy dystans dzienny: 355 km.
Najwyższy osiągnięty szczyt:
- 2408m n.p.m (Port d'Envalira) Rekordowy tydzień:
- 1192 km (6 dni jazdy)
Rekordowy miesiąc:
- 4004 km (Maj 2013)
Więcej o mnie.
Państwa w jakich miałem przyjemność jeździć to:
Moje filmy:
Poprzednie lata:
2016 - 3200 km
2015 - 4510 km
2014 - 5010 km
2013 - 12200 km
2012 - 2340 km
2011 - 8629 km
2010 - 2186 km
2009 - 1294 km
2008 - 839 km
2007 - 1978 km
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad4 - 0
- 2024, Październik7 - 0
- 2024, Wrzesień15 - 0
- 2024, Sierpień18 - 0
- 2024, Lipiec18 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj7 - 0
- 2023, Sierpień10 - 0
- 2023, Lipiec8 - 0
- 2023, Czerwiec4 - 0
- 2023, Maj6 - 0
- 2022, Sierpień8 - 0
- 2022, Lipiec6 - 0
- 2022, Czerwiec6 - 0
- 2022, Maj10 - 0
- 2021, Sierpień2 - 0
- 2021, Lipiec21 - 0
- 2021, Czerwiec17 - 0
- 2021, Maj9 - 0
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2021, Marzec2 - 0
- 2020, Październik3 - 0
- 2020, Wrzesień5 - 0
- 2020, Czerwiec5 - 0
- 2020, Maj6 - 0
- 2020, Kwiecień3 - 0
- 2020, Marzec1 - 0
- 2019, Listopad3 - 0
- 2019, Październik7 - 0
- 2019, Wrzesień7 - 0
- 2019, Sierpień8 - 0
- 2019, Lipiec7 - 0
- 2019, Czerwiec12 - 0
- 2019, Maj4 - 0
- 2019, Kwiecień2 - 0
- 2019, Marzec8 - 0
- 2019, Luty5 - 0
- 2018, Grudzień3 - 0
- 2018, Listopad5 - 0
- 2018, Październik2 - 0
- 2018, Wrzesień2 - 0
- 2018, Sierpień8 - 0
- 2018, Lipiec9 - 0
- 2018, Czerwiec8 - 0
- 2018, Maj12 - 0
- 2018, Kwiecień10 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Styczeń1 - 0
- 2017, Grudzień2 - 0
- 2017, Listopad2 - 1
- 2017, Październik5 - 0
- 2017, Wrzesień7 - 0
- 2017, Sierpień6 - 0
- 2017, Lipiec7 - 1
- 2017, Czerwiec10 - 2
- 2017, Maj10 - 2
- 2017, Kwiecień1 - 1
- 2017, Marzec1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik1 - 0
- 2016, Wrzesień5 - 0
- 2016, Sierpień10 - 0
- 2016, Lipiec13 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 2
- 2016, Maj9 - 1
- 2016, Kwiecień10 - 0
- 2016, Marzec7 - 0
- 2016, Luty2 - 0
- 2016, Styczeń1 - 0
- 2015, Grudzień4 - 0
- 2015, Listopad7 - 2
- 2015, Październik10 - 0
- 2015, Wrzesień7 - 4
- 2015, Sierpień9 - 0
- 2015, Lipiec11 - 3
- 2015, Czerwiec12 - 4
- 2015, Maj10 - 5
- 2015, Kwiecień14 - 3
- 2015, Marzec11 - 2
- 2015, Luty3 - 4
- 2015, Styczeń2 - 0
- 2014, Grudzień7 - 5
- 2014, Listopad7 - 0
- 2014, Październik11 - 0
- 2014, Wrzesień8 - 0
- 2014, Sierpień8 - 0
- 2014, Lipiec14 - 2
- 2014, Czerwiec14 - 0
- 2014, Maj12 - 2
- 2014, Kwiecień14 - 5
- 2014, Marzec1 - 2
- 2014, Luty5 - 5
- 2014, Styczeń5 - 0
- 2013, Listopad12 - 2
- 2013, Październik16 - 4
- 2013, Wrzesień18 - 6
- 2013, Sierpień15 - 10
- 2013, Lipiec11 - 4
- 2013, Czerwiec23 - 9
- 2013, Maj25 - 2
- 2013, Kwiecień6 - 5
- 2013, Marzec2 - 11
- 2013, Luty5 - 0
- 2013, Styczeń3 - 0
- 2012, Grudzień1 - 3
- 2012, Listopad4 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień10 - 3
- 2012, Sierpień3 - 0
- 2012, Lipiec6 - 3
- 2012, Czerwiec2 - 0
- 2012, Maj9 - 10
- 2012, Kwiecień11 - 4
- 2012, Marzec3 - 0
- 2012, Luty3 - 0
- 2012, Styczeń3 - 2
- 2011, Listopad3 - 0
- 2011, Październik13 - 0
- 2011, Wrzesień16 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec16 - 0
- 2011, Czerwiec13 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień13 - 0
- 2011, Marzec8 - 0
- 2010, Listopad3 - 0
- 2010, Październik1 - 0
- 2010, Wrzesień9 - 0
- 2010, Sierpień8 - 0
- 2010, Lipiec7 - 0
- 2010, Czerwiec7 - 0
- 2010, Maj6 - 0
- 2010, Kwiecień4 - 0
- 2010, Marzec3 - 0
- 2009, Październik3 - 0
- 2009, Wrzesień6 - 0
- 2009, Sierpień11 - 0
- 2009, Lipiec4 - 0
- 2009, Czerwiec5 - 0
- 2009, Maj8 - 0
- 2009, Kwiecień2 - 0
- 2008, Wrzesień1 - 0
- 2008, Sierpień6 - 0
- 2008, Lipiec1 - 0
- 2008, Czerwiec8 - 0
- 2008, Maj6 - 0
- 2008, Kwiecień2 - 0
- 2008, Marzec1 - 0
- 2008, Luty1 - 0
- 2007, Wrzesień1 - 0
- 2007, Sierpień11 - 0
- 2007, Lipiec4 - 0
- 2007, Czerwiec6 - 0
- 2007, Maj1 - 0
- 2007, Kwiecień4 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
1.Trasa
Dystans całkowity: | 22725.74 km (w terenie 107.50 km; 0.47%) |
Czas w ruchu: | 665:18 |
Średnia prędkość: | 21.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.53 km/h |
Suma podjazdów: | 98885 m |
Suma kalorii: | 33575 kcal |
Liczba aktywności: | 181 |
Średnio na aktywność: | 125.56 km i 6h 09m |
Więcej statystyk |
- DST 64.88km
- Czas 03:28
- VAVG 18.72km/h
- VMAX 64.37km/h
- Podjazdy 1131m
- Sprzęt Merida Road Race 903
- Aktywność Jazda na rowerze
Salmopol + Zameczek
Sobota, 17 sierpnia 2019 · dodano: 02.10.2019 | Komentarze 0
Kategoria 1.Trasa
- DST 84.32km
- Czas 03:59
- VAVG 21.17km/h
- VMAX 65.20km/h
- Kalorie 2250kcal
- Podjazdy 1086m
- Sprzęt Merida Road Race 903
- Aktywność Jazda na rowerze
Salpopol
Sobota, 10 sierpnia 2019 · dodano: 02.10.2019 | Komentarze 0
Kategoria 1.Trasa
- DST 116.92km
- Czas 05:47
- VAVG 20.22km/h
- VMAX 52.60km/h
- Kalorie 3586kcal
- Podjazdy 281m
- Sprzęt Merida Road Race 903
- Aktywność Jazda na rowerze
Katowice - Ostrava Na Kole dzień II
Niedziela, 16 czerwca 2019 · dodano: 10.09.2019 | Komentarze 0
Dzień drugi przejazdu "Katowice - Ostrava Na Kole" organizowanym przez AWF Katowice i UM Katowice.trasa Katowice - Ostrava
Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km
- DST 108.85km
- Czas 05:27
- VAVG 19.97km/h
- VMAX 52.50km/h
- Kalorie 2718kcal
- Podjazdy 780m
- Sprzęt Merida Road Race 903
- Aktywność Jazda na rowerze
Katowice - Ostrava Na Kole dzień I
Sobota, 15 czerwca 2019 · dodano: 10.09.2019 | Komentarze 0
Dzień pierwszy przejazdu Katowice - Ostrava Na Kole organizowany przez AWF Katowice i UM Katowice.Trasa z Ostravy do Katowic
Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km
- DST 101.90km
- Czas 08:58
- VAVG 11.36km/h
- VMAX 52.60km/h
- Temperatura 15.0°C
- Kalorie 2585kcal
- Podjazdy 754m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Szlak Orlich Gniazd - dzień II
Niedziela, 1 lipca 2018 · dodano: 20.07.2018 | Komentarze 0
Zważywszy na to, że w dniu poprzednim dostaliśmy trochę czasowo w kość, decydujemy się wstać wcześniej, aby nawet trafiając na nieprzewidziane sytuacje zdążyć na pociąg z Krakowa do Katowic. Praktycznie już o godzinie 08:00 meldujemy się na trasie i od razu pakujemy się w teren. W teorii na odcinku Małopolskim czeka na nas większa dawka asfaltu, ale lasy też będą wymagające. Mokro, zimno i wilgotno. Niestety w ten weekend pogoda zupełnie nas nie rozpieszczała.
Trasę pokonujemy dość wolno, ale tempo na tyle kontrolowane, aby zdążyć do Krakowa na pociąg, a po drodze wskoczyć jeszcze na jakiś obiad. Małopolski odcinek Szlaku Orlich Gniazd jest lepiej oznaczony niż ten śląski. Niestety jednak i na nim pojawiają się perełki, na których bez śladu GPS nie ma szans na odnalezienie się. Na wysokości Olkusza mieliśmy szczęście, że dojechał do nas miejscowy kolarz, który poprowadził nas przez zupełnie nieoznakowaną część szlaku. Gdyby nie jego pomoc, to stracilibyśmy spoooro czasu, którego jednak aż tyle nie mieliśmy. Dzięki niemu w miarę sprawnie przeskakujemy przez trasę. W Krzeszowicach łapie nas spory deszcz, więc decydujemy się wykorzystać tę okoliczność i zamawiamy sobie obiad i siedzimy przy kawie.
Praktycznie 100 metrów od restauracji, w okolicach dworca PKP szlak znowu się traci. Mapa wskazuje, że prowadzi przez ogródki działkowe, ale jest tam remont, a nic nie zostało oznaczone. Szukamy na "krzywy ryj" objazdu i trochę kombinując udaje się znaleźć właściwy szlak. Deszcz znowu atakuje i do samego Krakowa była walka, aby jednak zdążyć na pociąg. Z odpoczynku na krakowskim rynku wyszły nici i musieliśmy zadowolić się kebabem w ręku wchodząc jednocześnie do pociągu :)
Wybaczcie mało szczegółowy opis trasy, ale już trochę czasu od przejazdu minęło, a nie miałem zbytnio kiedy zająć się opisem.
Trasę pokonujemy dość wolno, ale tempo na tyle kontrolowane, aby zdążyć do Krakowa na pociąg, a po drodze wskoczyć jeszcze na jakiś obiad. Małopolski odcinek Szlaku Orlich Gniazd jest lepiej oznaczony niż ten śląski. Niestety jednak i na nim pojawiają się perełki, na których bez śladu GPS nie ma szans na odnalezienie się. Na wysokości Olkusza mieliśmy szczęście, że dojechał do nas miejscowy kolarz, który poprowadził nas przez zupełnie nieoznakowaną część szlaku. Gdyby nie jego pomoc, to stracilibyśmy spoooro czasu, którego jednak aż tyle nie mieliśmy. Dzięki niemu w miarę sprawnie przeskakujemy przez trasę. W Krzeszowicach łapie nas spory deszcz, więc decydujemy się wykorzystać tę okoliczność i zamawiamy sobie obiad i siedzimy przy kawie.
Praktycznie 100 metrów od restauracji, w okolicach dworca PKP szlak znowu się traci. Mapa wskazuje, że prowadzi przez ogródki działkowe, ale jest tam remont, a nic nie zostało oznaczone. Szukamy na "krzywy ryj" objazdu i trochę kombinując udaje się znaleźć właściwy szlak. Deszcz znowu atakuje i do samego Krakowa była walka, aby jednak zdążyć na pociąg. Z odpoczynku na krakowskim rynku wyszły nici i musieliśmy zadowolić się kebabem w ręku wchodząc jednocześnie do pociągu :)
Wybaczcie mało szczegółowy opis trasy, ale już trochę czasu od przejazdu minęło, a nie miałem zbytnio kiedy zająć się opisem.
Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km
- DST 105.10km
- Czas 08:53
- VAVG 11.83km/h
- VMAX 51.56km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 773m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Szlak Orlich Gniazd - dzień I
Sobota, 30 czerwca 2018 · dodano: 10.07.2018 | Komentarze 0
Tym razem czas na coś nowego. Razem z kilkoma osobami z pracy organizujemy sobie dwudniowy przejazd naszą wojewódzką perełką- czyli Szlakiem Orlich Gniazd. Na weekend zostawiam więc asfalt i zabieram się za terenowe śmiganie. Zamieniam oponki 700x23c na 700x38c i... wtedy zauważam, że po kraksie mam pękniętą tylną obręcz. Po założeniu grubasów okazało się, że centra jest na tyle duża, że nie pozostaje mi nic innego jak szukać roweru zastępczego. Udało się lecz godzina 00:00 nie jest najlepszą, aby zapoznać się z nowym sprzętem. Zwłaszcza jeśli trzeba się jeszcze spakować i 06:30 zameldować się na dworcu.
Z rana ruszamy pociągiem na Częstochowę, zbierając się do kupy na poszczególnych stacjach. Słowo "zebranie się" jest jednak stwierdzeniem na wyrost, bo warunki jakie czekały na nas w taborze Kolei Śląskich były na tyle niekomfortowe, że spotkaliśmy się dopiero na częstochowskim peronie. Wiem, że w moment nie może powstać nowy skład na większą ilość rowerów, ale jak na taką trasę to powinno być więcej niż cztery miejsca rowerowe. Zwłaszcza, że chętnych na nie było ponad 30 osób!
Szlak zaczynamy od Jasnej Góry i oficjalną trasą zmierzamy do Smolenia. Ruszamy z wielkimi nadziejami, ale i celem sprawdzenia aktualnego stanu oznakowania trasy. Niestety tam pojawia się wielki problem. Wszyscy jednogłośnie stwierdzamy, że bez śladu GPS żaden debiutant nie jest w stanie dojechać bezproblemowo do celu. Oznakowanie do samego Olsztyna jest dobre, ale tam na rondzie robi się wielkie zamieszanie. Nie jest to jedyne miejsce, gdzie można się zgubić. Należy też odmalować szlaki- a idąc nowymi przepisami, po prostu zamontować widoczne tabliczki.
Trasa do najprostszych nie należy! Jak mam być szczery to spodziewałem się łatwiejszego przejazdu. Szlak ma być promowany jako rodzinny, a ktoś bez doświadczenia MTB zdecydowanie sobie nie poradzi. Na odcinkach leśnych trasa momentami wyglądała tak, jakby ktoś specjalnie wysypał ciężarówkę z piaskiem. Nie brakowało też wąskich singli czy ostrych podjazdów po trawie czy wysypanych sypkich kamieniach. Średnia prędkość poniżej 10 km/h świadczy, że nie jest to "rodzinny szlak", zwłaszcza jak ktoś ma ze sobą sakwy. Sam sobie nieświadomie utrudniłem zadanie. W pożyczonym rowerze miałem zamontowane slicki i nawet najmniejszy piach powodował, że czułem się jak na łyżwach. Oj działo się!
Na szczęście pierwszy dzień beż żadnych nieprzyjemnych przygód, ale nasz przyjazd do Smolenia sporo się opóźnił. Jutro czeka nas małopolski odcinek, który podobno jest o wiele ciekawszy i lepiej oznaczony. Czas pokaże!
Z rana ruszamy pociągiem na Częstochowę, zbierając się do kupy na poszczególnych stacjach. Słowo "zebranie się" jest jednak stwierdzeniem na wyrost, bo warunki jakie czekały na nas w taborze Kolei Śląskich były na tyle niekomfortowe, że spotkaliśmy się dopiero na częstochowskim peronie. Wiem, że w moment nie może powstać nowy skład na większą ilość rowerów, ale jak na taką trasę to powinno być więcej niż cztery miejsca rowerowe. Zwłaszcza, że chętnych na nie było ponad 30 osób!
Szlak zaczynamy od Jasnej Góry i oficjalną trasą zmierzamy do Smolenia. Ruszamy z wielkimi nadziejami, ale i celem sprawdzenia aktualnego stanu oznakowania trasy. Niestety tam pojawia się wielki problem. Wszyscy jednogłośnie stwierdzamy, że bez śladu GPS żaden debiutant nie jest w stanie dojechać bezproblemowo do celu. Oznakowanie do samego Olsztyna jest dobre, ale tam na rondzie robi się wielkie zamieszanie. Nie jest to jedyne miejsce, gdzie można się zgubić. Należy też odmalować szlaki- a idąc nowymi przepisami, po prostu zamontować widoczne tabliczki.
Trasa do najprostszych nie należy! Jak mam być szczery to spodziewałem się łatwiejszego przejazdu. Szlak ma być promowany jako rodzinny, a ktoś bez doświadczenia MTB zdecydowanie sobie nie poradzi. Na odcinkach leśnych trasa momentami wyglądała tak, jakby ktoś specjalnie wysypał ciężarówkę z piaskiem. Nie brakowało też wąskich singli czy ostrych podjazdów po trawie czy wysypanych sypkich kamieniach. Średnia prędkość poniżej 10 km/h świadczy, że nie jest to "rodzinny szlak", zwłaszcza jak ktoś ma ze sobą sakwy. Sam sobie nieświadomie utrudniłem zadanie. W pożyczonym rowerze miałem zamontowane slicki i nawet najmniejszy piach powodował, że czułem się jak na łyżwach. Oj działo się!
Na szczęście pierwszy dzień beż żadnych nieprzyjemnych przygód, ale nasz przyjazd do Smolenia sporo się opóźnił. Jutro czeka nas małopolski odcinek, który podobno jest o wiele ciekawszy i lepiej oznaczony. Czas pokaże!
Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km
- DST 33.20km
- Czas 01:28
- VAVG 22.64km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 572m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Giro d'Alpi - dzień VII - Ghisallo
Czwartek, 24 maja 2018 · dodano: 24.06.2018 | Komentarze 0
I przyszedł czas na ostatni dzień przygody. Jak na kilometraż dzisiejszego dnia to wstajemy bardzo wcześnie. Budzik nastawiony na godzinę 06:00 dość żwawo stawia nas na nogi. Celem niewielka runda, ale mająca na trasie Passo del Ghisallo. Co to za miejsce?
Ghisallo jest mekką włoskiego kolarstwa. Mimo swojego niekoniecznie wysokiego położenia (758 m npm) pojawiał się wiele razy w wyścigu Giro di Lombardia będąc zazwyczaj decydującym momentem tego wyścigu. Na trasie podjazdu mamy piękne widoki na jezioro Como, pasma alpejskie, a na jej szczycie kaplica Madonna del Ghissalo, która w 1946 roku przez papieża Piusa XII została ogłoszona patronką rowerzystów. Wchodząc do środka od razu w oczy rzucają się historyczne rowery czy koszulki praktycznie wszystkich włoskich mistrzów świata.
To jednak niejedyna atrakcja Passo del Ghisallo. Zwieńczeniem całego tygodniowego trudu była również wizyta pod pomnikiem ku pamięci rowerzystów. Symbolizuje on kolarski trud, gdzie nie tylko podnosi się ręce w geście triumfu, ale także wstaje z ziemi jako pokonanym. W tym miejscu warto przytoczyć cytat Marco Pantaniego brzmiący "kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem". Postać Marco Pantaniego jest upamiętniona w miejscu, które znajduje się.. dobre 50 metrów dalej :) Jest tam muzeum historii kolarstwa, w którym nie brakuje oczywiście rowerów, zdjęć, czy pamiątkowego sklepiku. Miałem przyjemność przymierzyć słynną "Maglia Rossa", o którą bije się cały peleton Giro d'Italia :)
Wyjazd wspaniały. Plany nie zostały zrealizowane, ale wygrał zdrowy rozsądek. Dzięki temu mogliśmy pokręcić trochę wzdłuż jezior, a na Stelvio czy Mortirolo przyjdzie jeszcze czas! Po upadku na zjeździe Monte Grappa nie ma już żadnego śladu :)
Więcej zdjęć zostanie opublikowanych jak... tylko dostane je na dysk :)
Ghisallo jest mekką włoskiego kolarstwa. Mimo swojego niekoniecznie wysokiego położenia (758 m npm) pojawiał się wiele razy w wyścigu Giro di Lombardia będąc zazwyczaj decydującym momentem tego wyścigu. Na trasie podjazdu mamy piękne widoki na jezioro Como, pasma alpejskie, a na jej szczycie kaplica Madonna del Ghissalo, która w 1946 roku przez papieża Piusa XII została ogłoszona patronką rowerzystów. Wchodząc do środka od razu w oczy rzucają się historyczne rowery czy koszulki praktycznie wszystkich włoskich mistrzów świata.
To jednak niejedyna atrakcja Passo del Ghisallo. Zwieńczeniem całego tygodniowego trudu była również wizyta pod pomnikiem ku pamięci rowerzystów. Symbolizuje on kolarski trud, gdzie nie tylko podnosi się ręce w geście triumfu, ale także wstaje z ziemi jako pokonanym. W tym miejscu warto przytoczyć cytat Marco Pantaniego brzmiący "kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąż wybitnym sportowcem". Postać Marco Pantaniego jest upamiętniona w miejscu, które znajduje się.. dobre 50 metrów dalej :) Jest tam muzeum historii kolarstwa, w którym nie brakuje oczywiście rowerów, zdjęć, czy pamiątkowego sklepiku. Miałem przyjemność przymierzyć słynną "Maglia Rossa", o którą bije się cały peleton Giro d'Italia :)
Wyjazd wspaniały. Plany nie zostały zrealizowane, ale wygrał zdrowy rozsądek. Dzięki temu mogliśmy pokręcić trochę wzdłuż jezior, a na Stelvio czy Mortirolo przyjdzie jeszcze czas! Po upadku na zjeździe Monte Grappa nie ma już żadnego śladu :)
Więcej zdjęć zostanie opublikowanych jak... tylko dostane je na dysk :)
Kategoria 1.Trasa, Giro d'Alpi
- DST 102.94km
- Czas 07:08
- VAVG 14.43km/h
- VMAX 62.78km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 954m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Giro d'Alpi - dzień VI - Como!
Środa, 23 maja 2018 · dodano: 22.06.2018 | Komentarze 0
Po spokojnej nocy w
namiocie przychodzi czas na szósty dzień naszej przygody! Tylko człowiek
otworzył oczy, a już odczuwalne było pozytywne ciśnienie dotyczące tego dnia.
Co prawda nie zdobywamy Stelvio, Mortirolo czy Zoncolanu, a pobyt na
tegorocznym Giro d'Italia zakończyliśmy wczorajszym etapem. Po prostu dziś
czeka na jazda na rowerze, za którą tak bardzo tęskniłem! Brzmi to wszystko
dosyć dziwnie, więc postaram się to w prosty sposób wytłumaczyć. Każdy etap
naszej przygody był dość szarpany. Były to męczące podjazdy, po wcześniejszym
dojechaniu autem w ich okolice, lub 'łapanie' pięknych tras zlokalizowanych po
drodze naszego samochodowego transferu. Dziś po złożeniu rowerów po prostu
spędzimy dzień na rowerze, a zakończymy go pyszną pizzą!
A trasa jaka nas czeka nie będzie ani trochę nudna! Będzie to piękna pętla wynosząca okolicę 100 kilometrów, prowadzona wzdłuż magicznego jeziora Como, a także Lugano. Oznacza to, że przez pewien moment odwiedzimy Szwajcarów! Ale zanim to wszystko nastąpi, chwilę po godzinie 09:00 odwiedzamy Carrefour w celu zasmakowania pizzy, jaką serwują tu niczym obwarzanki na krakowskim rynku :) Praktycznie 200 metrów od sklepu znajduje się już jezioro, które oczywiście robi olbrzymie wrażenie. Miałem jednak dylemat, gdzie spoglądać, ponieważ 50 metrów od nas znajduje się Stadio Giuseppe Sinigaglia, na którym swoje mecze rozgrywa lokalny klub. Co prawda nie jest to najpiękniejszy stadion, ale... kto mnie zna ten wie, że mogłem mieć dyletam w tej sytuacji :)
Po sytym posiłku zabieramy się za trzaskanie kilometrów. Wpadają one bardzo sprawnie, mimo tych wszystkich miliona postojów. Widoki jednak tak piękne, że musielibyśmy być skończonymi frajerami, aby nie uwieczniać tych chwil na zdjęciach! Klimat wzdłuż jeziora bajeczny. Co mieścinkę ładniej, więc trzymanie dobrej średniej zostało przekreślone i czerpiemy przyjemność dla oczu ile tylko się da! Nie możemy oczywiście nie skorzystać z okazji napicia się mocnego espresso czy zjedzenia lodów. Tego dnia w końcu sprzyja nam pogoda! Jest słonecznie i w okolicach 25 stopni. Długo było nam czekać na taką aurę. Trasa wzdłuż wybrzeża Como ciągnie się aż do 38 kilometra.
Kończąc ten malowniczy odcinek, rozpoczynamy podjazd w kierunku Szwajcarii. Nie był wyjątkowo trudny, a nawet stanowił fajne urozmaicenie. Na odcinku 3 kilometrów różnica wzniesień wyniosła 180 m. Od tego czasu kręcimy po wioskach, gdzie rozpoczął się taki "etap przejściowy" między dwoma jeziorami. Wyniósł zaledwie 12 kilometrów i znów mogliśmy się zachwycać klimatem jezior. Dojechaliśmy nad jezioro Lugano i kręcimy wzdłuż niego ponad 40 kilometrów. Ze względu na fakt, iż Szwajcaria nie należy do Unii Europejskiej wyłączamy możliwość przesyłania danych komórkowych, obawiając się o gigantyczny rachunek :) Robimy sobie przerwę, na której odwiedzamy sklep i odpoczywamy w parku przy samym jeziorze. Od samej granicy rzuca się w oczy kontrast organizacji czy samego porządku. Po szwajcarskiej stronie jeziora (80% Lugano należy do Helwetów) poprowadzone dobrej jakości trasy rowerowe, a sam teren wzdłuż jeziora lepiej i ładniej zagospodarowany. Wracając w kierunku Como, zahaczamy jeszcze o Campione d'Italia, czyli włoską miejscowość będącą eksklawą na terytorium szwajcarskiego kantonu Ticino.
Udało się przekroczyć barierę stu kilometrów i po pięknym malowniczym dniu wybieramy się na pyszną pizze! Wszystkie cele zostały zrealizowane, a nawet udało się znaleźć bezpłatny nocleg w miejscowości Lecco. Było to bardzo ważne, ponieważ następnego dnia zdobywamy przełęcz Passo del Ghissalo, a następnie czeka ns ponad dwudziestogodzinna podróż do Polski. Pogoda na jutrzejszy dzień też zapowiada się dobrze :)
A trasa jaka nas czeka nie będzie ani trochę nudna! Będzie to piękna pętla wynosząca okolicę 100 kilometrów, prowadzona wzdłuż magicznego jeziora Como, a także Lugano. Oznacza to, że przez pewien moment odwiedzimy Szwajcarów! Ale zanim to wszystko nastąpi, chwilę po godzinie 09:00 odwiedzamy Carrefour w celu zasmakowania pizzy, jaką serwują tu niczym obwarzanki na krakowskim rynku :) Praktycznie 200 metrów od sklepu znajduje się już jezioro, które oczywiście robi olbrzymie wrażenie. Miałem jednak dylemat, gdzie spoglądać, ponieważ 50 metrów od nas znajduje się Stadio Giuseppe Sinigaglia, na którym swoje mecze rozgrywa lokalny klub. Co prawda nie jest to najpiękniejszy stadion, ale... kto mnie zna ten wie, że mogłem mieć dyletam w tej sytuacji :)
Po sytym posiłku zabieramy się za trzaskanie kilometrów. Wpadają one bardzo sprawnie, mimo tych wszystkich miliona postojów. Widoki jednak tak piękne, że musielibyśmy być skończonymi frajerami, aby nie uwieczniać tych chwil na zdjęciach! Klimat wzdłuż jeziora bajeczny. Co mieścinkę ładniej, więc trzymanie dobrej średniej zostało przekreślone i czerpiemy przyjemność dla oczu ile tylko się da! Nie możemy oczywiście nie skorzystać z okazji napicia się mocnego espresso czy zjedzenia lodów. Tego dnia w końcu sprzyja nam pogoda! Jest słonecznie i w okolicach 25 stopni. Długo było nam czekać na taką aurę. Trasa wzdłuż wybrzeża Como ciągnie się aż do 38 kilometra.
Kończąc ten malowniczy odcinek, rozpoczynamy podjazd w kierunku Szwajcarii. Nie był wyjątkowo trudny, a nawet stanowił fajne urozmaicenie. Na odcinku 3 kilometrów różnica wzniesień wyniosła 180 m. Od tego czasu kręcimy po wioskach, gdzie rozpoczął się taki "etap przejściowy" między dwoma jeziorami. Wyniósł zaledwie 12 kilometrów i znów mogliśmy się zachwycać klimatem jezior. Dojechaliśmy nad jezioro Lugano i kręcimy wzdłuż niego ponad 40 kilometrów. Ze względu na fakt, iż Szwajcaria nie należy do Unii Europejskiej wyłączamy możliwość przesyłania danych komórkowych, obawiając się o gigantyczny rachunek :) Robimy sobie przerwę, na której odwiedzamy sklep i odpoczywamy w parku przy samym jeziorze. Od samej granicy rzuca się w oczy kontrast organizacji czy samego porządku. Po szwajcarskiej stronie jeziora (80% Lugano należy do Helwetów) poprowadzone dobrej jakości trasy rowerowe, a sam teren wzdłuż jeziora lepiej i ładniej zagospodarowany. Wracając w kierunku Como, zahaczamy jeszcze o Campione d'Italia, czyli włoską miejscowość będącą eksklawą na terytorium szwajcarskiego kantonu Ticino.
Udało się przekroczyć barierę stu kilometrów i po pięknym malowniczym dniu wybieramy się na pyszną pizze! Wszystkie cele zostały zrealizowane, a nawet udało się znaleźć bezpłatny nocleg w miejscowości Lecco. Było to bardzo ważne, ponieważ następnego dnia zdobywamy przełęcz Passo del Ghissalo, a następnie czeka ns ponad dwudziestogodzinna podróż do Polski. Pogoda na jutrzejszy dzień też zapowiada się dobrze :)
Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km, Giro d'Alpi
- DST 25.86km
- Czas 01:45
- VAVG 14.78km/h
- VMAX 42.89km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 475m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Giro d'Alpi - dzień V - Giro i Garda
Wtorek, 22 maja 2018 · dodano: 19.06.2018 | Komentarze 0
Dzień zaczynamy wspaniale! Rano odwiedzamy wioskę Giro na jego 16 etapie. Jazda indywidualna na czas rozpoczynała się w Trento, więc dokładnie 5 km od naszego miejsca noclegowego. Spędzamy tam sporo czasu, ale nie stanowiło to żadnego problemu. Dzień ten był typowym dniem transferowym, w którym czekała nas jedynie 20 kilometrowa runda wzdłuż jeziora Garda. Chodzimy więc po miasteczku, łapiemy pamiątkowe gadżety i zajadamy darmowy makaron od jednego ze sponsorów wyścigu. Pogoda nie jest najlepsza, ale już przywyknęliśmy, że dzień bez deszczu na tej wyprawie to istne święto. Liczymy, że jednak takowe nadejdzie!
Transfer o długości 270 km urozmaicamy sobie pobytem nad jeziorem Garda. Zgodnie ze wcześniejszym założeniem, odpuszczamy góry i skupiamy się na jeziorach, gdzie nie zabraknie podjazdów. Marcel obczaił kapitalną trasę! Niby dystans znikomy, ale na tych 20 km aż 475 m przewyższenia w pionie, a widoki jakich nigdy w życiu wcześniej nie widziałem. Kończąc podjazd w miejscowości Fucine, zjeżdżamy serpentynami pełnymi tuneli o tak wąskiej trasie, że jest prowadzony ruch wahadłowy. W skałach fontanny, kapliczki, świeczki- kapitalny klimat! Ostatnie kilometry to już trzykilometrowy tunel z prześwitem na jezioro Garda. Poezja :)
Późnym wieczorem dojeżdżamy do miejscowości Como, gdzie noc spędzamy w namiotach. W planach na jutrzejszy dzień mamy 100 kilometrową pętlę wzdłuż jeziora Como, zahaczając przy tym również o jezioro Lugano- czyli pokręcimy też trochę po Szwajcarii :) To chyba będzie najlepszy dzień! I pierwszy bez deszczu! Poniżej zrzut z tej malowniczej pętli wzdłuż gardy :)
Transfer o długości 270 km urozmaicamy sobie pobytem nad jeziorem Garda. Zgodnie ze wcześniejszym założeniem, odpuszczamy góry i skupiamy się na jeziorach, gdzie nie zabraknie podjazdów. Marcel obczaił kapitalną trasę! Niby dystans znikomy, ale na tych 20 km aż 475 m przewyższenia w pionie, a widoki jakich nigdy w życiu wcześniej nie widziałem. Kończąc podjazd w miejscowości Fucine, zjeżdżamy serpentynami pełnymi tuneli o tak wąskiej trasie, że jest prowadzony ruch wahadłowy. W skałach fontanny, kapliczki, świeczki- kapitalny klimat! Ostatnie kilometry to już trzykilometrowy tunel z prześwitem na jezioro Garda. Poezja :)
Późnym wieczorem dojeżdżamy do miejscowości Como, gdzie noc spędzamy w namiotach. W planach na jutrzejszy dzień mamy 100 kilometrową pętlę wzdłuż jeziora Como, zahaczając przy tym również o jezioro Lugano- czyli pokręcimy też trochę po Szwajcarii :) To chyba będzie najlepszy dzień! I pierwszy bez deszczu! Poniżej zrzut z tej malowniczej pętli wzdłuż gardy :)
Kategoria 1.Trasa, Giro d'Alpi
- DST 16.38km
- Czas 01:03
- VAVG 15.60km/h
- VMAX 62.66km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 444m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Giro d'Alpi- dzień IV - Trento
Poniedziałek, 21 maja 2018 · dodano: 08.06.2018 | Komentarze 0
Oj po wczorajszych przygodach zmieniamy swoje plany na kolejne etapy. Prognoza na kolejne dni nie jest zbyt dobra i z bólem serca podejmujemy decyzję o odpuszczeniu szczytów i przeniesieniu się w okolice jezior, gdzie będzie również górsko, ale ze zdecydowanie lepszą pogodą. Jest to jednak mądra decyzja. Skoro ciężko w takich warunkach było wjechać na szczyt 1700 m npm, to co dopiero takie Stelvio 2757 m, czy inne szczyty w Dolomitach. Trzeba będzie zostawić je sobie na najbliższą okazję!
Po wczorajszym trudnym i niebezpiecznym dniu wstajemy dopiero w okolicy godziny 10:00. Ja na spokojnie dochodzę do siebie po upadku, organizujemy na nowo logistycznie nasze bagaże w aucie oraz przygotowujemy się do transferu w okolice Trento. Mamy tam załatwiony nocleg u przyjaciółki Marcela, która mieszka w Trydencie już 9 lat. Miejsce noclegowe też nie jest przypadkowe. Jutro w Trento rusza 16. etap Giro d'Italia i jest nim indywidualna jazda na czas! Czekają nas kolejne piękne emocje! :)
Po niespełna 100 km przebijania się przez piękne przełęcze, około godziny 16:00 docieramy do Trento. Dalej nie mamy szczęścia pogodowego i lada moment złapie nas deszcz i burza. Postanawiamy jednak szybko złożyć rowery i ruszyć w kierunku Monte Bondone (2180 m nmp). Nie ma najmniejszych szans, abyśmy wjechali chociaż do połowy szczytu, ale decydujemy się jechać w jego kierunku do momentu, aż spadnie pierwsza kropla deszczu. Mogliśmy odpocząć, ale dobrze było rozruszać trochę nogę po wczorajszej wspinaczce na Monte Grappa oraz podróży samochodem. Nasi gospodarze mogli nas przyjąć najszybciej o godzinie 20:00, więc nie zostaje nam nic innego jak trochę się powspinać. Niestety kończymy na 8 km jazdy, ponieważ już zaczął padać deszcz. Dokręcamy do wysokości 1000 m npm i zjeżdżamy do miejsca początkowego i kończymy dzisiejszą jazdę.
Wieczorem razem z gospodarzami jedziemy na najlepszą w życiu pizze, a następnie regenerujemy się, by jutro po odwiedzeniu wioski Giro ruszyć nad jezioro Como. Zatrzymamy się jeszcze nad Gardą, by tam pokręcić po pięknej i malowniczej trasie prowadzonej wzdłuż jeziora :) Ciało po upadku ma się dobrze!
Tymczasowe zdjęcie z czwartego dnia:
Po wczorajszym trudnym i niebezpiecznym dniu wstajemy dopiero w okolicy godziny 10:00. Ja na spokojnie dochodzę do siebie po upadku, organizujemy na nowo logistycznie nasze bagaże w aucie oraz przygotowujemy się do transferu w okolice Trento. Mamy tam załatwiony nocleg u przyjaciółki Marcela, która mieszka w Trydencie już 9 lat. Miejsce noclegowe też nie jest przypadkowe. Jutro w Trento rusza 16. etap Giro d'Italia i jest nim indywidualna jazda na czas! Czekają nas kolejne piękne emocje! :)
Po niespełna 100 km przebijania się przez piękne przełęcze, około godziny 16:00 docieramy do Trento. Dalej nie mamy szczęścia pogodowego i lada moment złapie nas deszcz i burza. Postanawiamy jednak szybko złożyć rowery i ruszyć w kierunku Monte Bondone (2180 m nmp). Nie ma najmniejszych szans, abyśmy wjechali chociaż do połowy szczytu, ale decydujemy się jechać w jego kierunku do momentu, aż spadnie pierwsza kropla deszczu. Mogliśmy odpocząć, ale dobrze było rozruszać trochę nogę po wczorajszej wspinaczce na Monte Grappa oraz podróży samochodem. Nasi gospodarze mogli nas przyjąć najszybciej o godzinie 20:00, więc nie zostaje nam nic innego jak trochę się powspinać. Niestety kończymy na 8 km jazdy, ponieważ już zaczął padać deszcz. Dokręcamy do wysokości 1000 m npm i zjeżdżamy do miejsca początkowego i kończymy dzisiejszą jazdę.
Wieczorem razem z gospodarzami jedziemy na najlepszą w życiu pizze, a następnie regenerujemy się, by jutro po odwiedzeniu wioski Giro ruszyć nad jezioro Como. Zatrzymamy się jeszcze nad Gardą, by tam pokręcić po pięknej i malowniczej trasie prowadzonej wzdłuż jeziora :) Ciało po upadku ma się dobrze!
Tymczasowe zdjęcie z czwartego dnia:
Kategoria 1.Trasa, Giro d'Alpi