Info
Witam! Z tej strony Michał Kandefer, urodzony katowiczanim oraz absolwent katowickiej AWF. Mam przejechane 52615.91 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 23.30 km/h.Rekordowy dystans dzienny: 355 km.
Najwyższy osiągnięty szczyt:
- 2408m n.p.m (Port d'Envalira) Rekordowy tydzień:
- 1192 km (6 dni jazdy)
Rekordowy miesiąc:
- 4004 km (Maj 2013)
Więcej o mnie.
Państwa w jakich miałem przyjemność jeździć to:
Moje filmy:
Poprzednie lata:
2016 - 3200 km
2015 - 4510 km
2014 - 5010 km
2013 - 12200 km
2012 - 2340 km
2011 - 8629 km
2010 - 2186 km
2009 - 1294 km
2008 - 839 km
2007 - 1978 km
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad4 - 0
- 2024, Październik7 - 0
- 2024, Wrzesień15 - 0
- 2024, Sierpień18 - 0
- 2024, Lipiec18 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj7 - 0
- 2023, Sierpień10 - 0
- 2023, Lipiec8 - 0
- 2023, Czerwiec4 - 0
- 2023, Maj6 - 0
- 2022, Sierpień8 - 0
- 2022, Lipiec6 - 0
- 2022, Czerwiec6 - 0
- 2022, Maj10 - 0
- 2021, Sierpień2 - 0
- 2021, Lipiec21 - 0
- 2021, Czerwiec17 - 0
- 2021, Maj9 - 0
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2021, Marzec2 - 0
- 2020, Październik3 - 0
- 2020, Wrzesień5 - 0
- 2020, Czerwiec5 - 0
- 2020, Maj6 - 0
- 2020, Kwiecień3 - 0
- 2020, Marzec1 - 0
- 2019, Listopad3 - 0
- 2019, Październik7 - 0
- 2019, Wrzesień7 - 0
- 2019, Sierpień8 - 0
- 2019, Lipiec7 - 0
- 2019, Czerwiec12 - 0
- 2019, Maj4 - 0
- 2019, Kwiecień2 - 0
- 2019, Marzec8 - 0
- 2019, Luty5 - 0
- 2018, Grudzień3 - 0
- 2018, Listopad5 - 0
- 2018, Październik2 - 0
- 2018, Wrzesień2 - 0
- 2018, Sierpień8 - 0
- 2018, Lipiec9 - 0
- 2018, Czerwiec8 - 0
- 2018, Maj12 - 0
- 2018, Kwiecień10 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Styczeń1 - 0
- 2017, Grudzień2 - 0
- 2017, Listopad2 - 1
- 2017, Październik5 - 0
- 2017, Wrzesień7 - 0
- 2017, Sierpień6 - 0
- 2017, Lipiec7 - 1
- 2017, Czerwiec10 - 2
- 2017, Maj10 - 2
- 2017, Kwiecień1 - 1
- 2017, Marzec1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik1 - 0
- 2016, Wrzesień5 - 0
- 2016, Sierpień10 - 0
- 2016, Lipiec13 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 2
- 2016, Maj9 - 1
- 2016, Kwiecień10 - 0
- 2016, Marzec7 - 0
- 2016, Luty2 - 0
- 2016, Styczeń1 - 0
- 2015, Grudzień4 - 0
- 2015, Listopad7 - 2
- 2015, Październik10 - 0
- 2015, Wrzesień7 - 4
- 2015, Sierpień9 - 0
- 2015, Lipiec11 - 3
- 2015, Czerwiec12 - 4
- 2015, Maj10 - 5
- 2015, Kwiecień14 - 3
- 2015, Marzec11 - 2
- 2015, Luty3 - 4
- 2015, Styczeń2 - 0
- 2014, Grudzień7 - 5
- 2014, Listopad7 - 0
- 2014, Październik11 - 0
- 2014, Wrzesień8 - 0
- 2014, Sierpień8 - 0
- 2014, Lipiec14 - 2
- 2014, Czerwiec14 - 0
- 2014, Maj12 - 2
- 2014, Kwiecień14 - 5
- 2014, Marzec1 - 2
- 2014, Luty5 - 5
- 2014, Styczeń5 - 0
- 2013, Listopad12 - 2
- 2013, Październik16 - 4
- 2013, Wrzesień18 - 6
- 2013, Sierpień15 - 10
- 2013, Lipiec11 - 4
- 2013, Czerwiec23 - 9
- 2013, Maj25 - 2
- 2013, Kwiecień6 - 5
- 2013, Marzec2 - 11
- 2013, Luty5 - 0
- 2013, Styczeń3 - 0
- 2012, Grudzień1 - 3
- 2012, Listopad4 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień10 - 3
- 2012, Sierpień3 - 0
- 2012, Lipiec6 - 3
- 2012, Czerwiec2 - 0
- 2012, Maj9 - 10
- 2012, Kwiecień11 - 4
- 2012, Marzec3 - 0
- 2012, Luty3 - 0
- 2012, Styczeń3 - 2
- 2011, Listopad3 - 0
- 2011, Październik13 - 0
- 2011, Wrzesień16 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec16 - 0
- 2011, Czerwiec13 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień13 - 0
- 2011, Marzec8 - 0
- 2010, Listopad3 - 0
- 2010, Październik1 - 0
- 2010, Wrzesień9 - 0
- 2010, Sierpień8 - 0
- 2010, Lipiec7 - 0
- 2010, Czerwiec7 - 0
- 2010, Maj6 - 0
- 2010, Kwiecień4 - 0
- 2010, Marzec3 - 0
- 2009, Październik3 - 0
- 2009, Wrzesień6 - 0
- 2009, Sierpień11 - 0
- 2009, Lipiec4 - 0
- 2009, Czerwiec5 - 0
- 2009, Maj8 - 0
- 2009, Kwiecień2 - 0
- 2008, Wrzesień1 - 0
- 2008, Sierpień6 - 0
- 2008, Lipiec1 - 0
- 2008, Czerwiec8 - 0
- 2008, Maj6 - 0
- 2008, Kwiecień2 - 0
- 2008, Marzec1 - 0
- 2008, Luty1 - 0
- 2007, Wrzesień1 - 0
- 2007, Sierpień11 - 0
- 2007, Lipiec4 - 0
- 2007, Czerwiec6 - 0
- 2007, Maj1 - 0
- 2007, Kwiecień4 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2015
Dystans całkowity: | 637.60 km (w terenie 75.50 km; 11.84%) |
Czas w ruchu: | 21:17 |
Średnia prędkość: | 26.41 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.60 km/h |
Suma podjazdów: | 5729 m |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 57.96 km i 2h 07m |
Więcej statystyk |
- DST 45.30km
- Czas 01:41
- VAVG 26.91km/h
- VMAX 44.19km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 340m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Przejażdżka z... mocarzem!
Czwartek, 30 lipca 2015 · dodano: 30.07.2015 | Komentarze 0
Nie wytrzymałem! Obiecałem rodzinie, że do czwartkowego wylotu na wesele nie będę jeździł na rowerze ze względu na ryzyko kontuzji itp, ale dziś musiałem się wybrać. Pierwszy raz od dłuższego czasu miałem dzień zupełnie wolny i nie potrafiłem się w nim odnaleźć. Postanowiłem wybrać się do Parku Śląskiego na trzy rundy, by później spotkać się z Bolonskim i kawałem się z nim przejechać.Jadę sobie dość mocnym tempem po rundzie i nagle poczułem, że ktoś usiadł mi na koło. Ciągnę więc, ale po jakimś czasie kolarz daje mi zmianę. Wtedy zobaczyłem z kim jade i zupełnie zesztywniałem. Tym rowerzystą, który na prostej jechał na spokojnie 38 km/h, na zwykłym starym authorze okazał się być 65 letni męźczyzna! Nie mogłbym sobie darować, gdybym nie zamienił z nim kilka słów. Facet nigdy nie był związany "mocno" z kolarstwem, ale lubiał sobie poszaleć amatorsko po okolicy. Pokręciłem z nim półtora rundy i rozjechaliśmy się w swoje strony.
Lipiec miał być miesiącem, w którym po raz pierwszy w tym roku przekroczę barierę 1000 kilometrów. Przez wypadek i właśnie obietnicę, że tonuję jazdę nie udało się tego dokonać. Wątpię, by w tym roku się to udało.
Kategoria 2.Trening
- DST 28.30km
- Czas 01:02
- VAVG 27.39km/h
- VMAX 42.85km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 210m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Praca
Środa, 29 lipca 2015 · dodano: 30.07.2015 | Komentarze 0
Dwa wypady do pracy Kategoria 3.Inne
- DST 34.60km
- Czas 01:17
- VAVG 26.96km/h
- VMAX 48.32km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 255m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Luźno po parku
Poniedziałek, 27 lipca 2015 · dodano: 27.07.2015 | Komentarze 0
Luźne kręcenie po Parku Śląśkim. Kategoria 3.Inne
- DST 43.30km
- Czas 01:36
- VAVG 27.06km/h
- VMAX 44.36km/h
- Podjazdy 280m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Praca
Piątek, 24 lipca 2015 · dodano: 25.07.2015 | Komentarze 0
Trzy wypady do roboty Kategoria 3.Inne
- DST 28.30km
- Czas 01:04
- VAVG 26.53km/h
- VMAX 41.87km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 210m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Praca
Poniedziałek, 20 lipca 2015 · dodano: 22.07.2015 | Komentarze 0
Dwa wypady do pracy. Pierwszy raz na rowerze po wypadku na Słowacji Kategoria 3.Inne
- DST 75.50km
- Teren 75.50km
- VMAX 55.60km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 1951m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Jest 19 państwo! Jest Kralova Hola! Jest i szpital...
Niedziela, 12 lipca 2015 · dodano: 13.07.2015 | Komentarze 0
Kurczę!
Ponad dwa lata musiałem czekać, by kolejne państwo wskoczyło w listę
zaliczonych. To nie jedyna „sensacja” tego wpisu. W zdobycznej puli znajdują
się przecież tak odległe państwa jak Maroko czy Kazachstan, a dziś do ich grona
dołączyła… pobliska Słowacja. Dziwnym trafem przez dziewięć lat pedałowania,
nigdy nie miałem możliwości kręcić po terenie naszego południowego sąsiada.
Słowacja staje się dziewiętnastym „zdobytym” państwem!
Wyjazd zgoła odmienny niż wszystkie dotychczasowe. Celem nie jest śmiganie po czystej szosie, ale zaliczenie Kralovej Holi (1948m npm), czyli narodowej góry Słowaków i to w iście górskim wydaniu MTB . Z tego właśnie powodu, budzik nastawiony na godzinę 04:40 nie stanowił większego problemu, a auto podstawione o 05:00 świetną motywacją, by zwinnie się spakować i wyruszać w tą niecodzienną przygodę! Bez większych opóźnień razem z Michałem ruszamy na Kraków, by tam połączyć siły z Romkiem, który jest organizatorem całej tej zabawy.
Kralova Hola (pol. Królewska Hala)
Szczyt w Tatrach Niżnych w Centralnych Karpatach Zachodnich na Słowacji. Obok tatrzańskiego Krywania druga narodowa góra Słowaków, uwieczniona w wielu legendach i opowieściach. Prawie cały masyw Kralovej holi zbudowany jest ze skał wylewnych i metamorficznych. Dla jednych to istny raj, a dla drugich przekleństwo. O tym trochę później!
Tuż po godzinie 06:00 meldujemy się na krakowskich Bronowicach i nie tracąc czasu lecimy zakopianką w kierunku słowackiej granicy. Warto dodać, że jedynym uczestnikiem eskapady, który posiadał większe doświadczenie MTB jest Romek. To właśnie na jego rowerach mieliśmy możliwość spróbowania swoich sił mierząc się z tym słowackim gigantem. O godzinie 9:20 meldujemy się w miejscowości Vernar, gdzie zostawiamy auto i zaczynamy na dobre swoją przygodę.
Trasa od razu szutrowa z wieloma utrudnieniami w postaci korzeni, gałęzi, wybojów oraz innych rarytasów prawdziwego MTB. Ciężko nam na początku się przyzwyczaić. Na każdym metrze walka z terenem, co zupełnie wyklucza spoglądanie na licznik- czyli czynności jaka dla zwykłego szosowca jest chlebem powszechnym. Od samego początku trasa prowadziła już w górę. Już na 21 kilometrze przekroczyliśmy granicę 1000 metrów przewyższenia w pionie! Na 23 kilometrze już 1200 m! Asfalt- lecz w fatalnej jakości, pojawił się dopiero na ostatnich 7 km wspinaczki. Była walka!
Cóż tu dużo pisać. Nawet gdyby podjazd miał 200 km przy nachyleniu 15%, to i tak warto wspinać się dla takich widoków. Można było odczuć, że jest się na słowackim odpowiedniku Mont Ventoux, lecz ze zdecydowanie piękniejszą okolicą do podziwiania. Panorama mistrzostwo świata! Na szczycie „karmimy oczy” dobre pół godziny i zabieramy się za drogę powrotną.
A no właśnie… Trasa ta prowadziła przez typowe „kamerdole” w postaci skał wylewnych i metamorficznych. Już zdecydowanie prościej było wjechać na te 1948 m npm, niż chociaż przez 3 minuty zjeżdżać nie zatrzymując się czy prowadząc rower. Droga dla prawdziwych zawodowców kolarstwa górskiego! Tutaj serdecznie pozdrowienia dla Romka, który sekundę po komendzie „tutaj prowadźcie rower”, z prędkością światła leciał po tych wszystkich kamieniach. Jak wcześniej wspominałem- dla jednych wspomniane warunki to raj, dla drugich przekleństwo.
Dla mnie „próba” jakiejkolwiek jazdy po tym terenie skończyła się dość tragicznie. Próbując żółwim tempem ruszyć na jednym z odcinków zarzuciło mi tylnie koło, co skończyło się przelotem przez kierownicę. Problem polegał na tym, że bloki SPD mi się nie wypięły i poleciałem niczym Małysz na skoczni mamuciej w Planicy. Lądowanie oczywiście bez telemarku i niestety kolanem na skale. Pierwsze wrażenie to tragedia w postaci złamanej nogi. Ból ogromny i brak możliwości ruszania nią. Dopiero po czasie udało się wszystko rozruszać i najgorszy scenariusz można było zakopać pod.. te skały. Ból momentami nie pozwalał nawet chodzić, nie mówiąc już o prowadzeniu roweru. Otrzymałem wielką pomoc od ekipy za co serdeczne dzięki. Samotnie niczego bym nie zdziałał, a dzięki nim melduję się na dole z najmniejszym możliwym wkładem sił. Niestety ból nawet podczas „spaceru” jest momentalnie tak wielki, że ciężko mi wydobyć z siebie kilka słów. Oj nie było to łatwe…
O godzinie 19:30 ruszamy w kierunku Polski. Wielka szkoda, że nie skończyliśmy w najlepszych nastojach, ale mimo wszystko wyjazd należy zaliczyć w kategorię bardzo udanych. W Katowicach melduję się o północy. Michał rzucił mnie od razu pod szpital w Bogucicach, ale mając już doświadczenie w oczekiwaniu w izbie przyjęć po pół godzinie rezygnuję i sprawy sanitarne przekładam na dzień następny
.
Stan zdrowia jest na szczęście ok. Rentgen wykluczył złamanie oraz pęknięcie kości. W kolanie jedynie wylew, obrzęk, a przede wszystkim stłuczenie. Tydzień posiedzę w domu, ale z pewnych względów na rower w lipcu już raczej nie wrócę. Może to dobry czas, by przybrać trochę na wadzę? Poniżej zrzut trasy GPS.
Chłopaki! Wielkie dzięki!
Wyjazd zgoła odmienny niż wszystkie dotychczasowe. Celem nie jest śmiganie po czystej szosie, ale zaliczenie Kralovej Holi (1948m npm), czyli narodowej góry Słowaków i to w iście górskim wydaniu MTB . Z tego właśnie powodu, budzik nastawiony na godzinę 04:40 nie stanowił większego problemu, a auto podstawione o 05:00 świetną motywacją, by zwinnie się spakować i wyruszać w tą niecodzienną przygodę! Bez większych opóźnień razem z Michałem ruszamy na Kraków, by tam połączyć siły z Romkiem, który jest organizatorem całej tej zabawy.
Kralova Hola (pol. Królewska Hala)
Szczyt w Tatrach Niżnych w Centralnych Karpatach Zachodnich na Słowacji. Obok tatrzańskiego Krywania druga narodowa góra Słowaków, uwieczniona w wielu legendach i opowieściach. Prawie cały masyw Kralovej holi zbudowany jest ze skał wylewnych i metamorficznych. Dla jednych to istny raj, a dla drugich przekleństwo. O tym trochę później!
Tuż po godzinie 06:00 meldujemy się na krakowskich Bronowicach i nie tracąc czasu lecimy zakopianką w kierunku słowackiej granicy. Warto dodać, że jedynym uczestnikiem eskapady, który posiadał większe doświadczenie MTB jest Romek. To właśnie na jego rowerach mieliśmy możliwość spróbowania swoich sił mierząc się z tym słowackim gigantem. O godzinie 9:20 meldujemy się w miejscowości Vernar, gdzie zostawiamy auto i zaczynamy na dobre swoją przygodę.
Trasa od razu szutrowa z wieloma utrudnieniami w postaci korzeni, gałęzi, wybojów oraz innych rarytasów prawdziwego MTB. Ciężko nam na początku się przyzwyczaić. Na każdym metrze walka z terenem, co zupełnie wyklucza spoglądanie na licznik- czyli czynności jaka dla zwykłego szosowca jest chlebem powszechnym. Od samego początku trasa prowadziła już w górę. Już na 21 kilometrze przekroczyliśmy granicę 1000 metrów przewyższenia w pionie! Na 23 kilometrze już 1200 m! Asfalt- lecz w fatalnej jakości, pojawił się dopiero na ostatnich 7 km wspinaczki. Była walka!
Cóż tu dużo pisać. Nawet gdyby podjazd miał 200 km przy nachyleniu 15%, to i tak warto wspinać się dla takich widoków. Można było odczuć, że jest się na słowackim odpowiedniku Mont Ventoux, lecz ze zdecydowanie piękniejszą okolicą do podziwiania. Panorama mistrzostwo świata! Na szczycie „karmimy oczy” dobre pół godziny i zabieramy się za drogę powrotną.
A no właśnie… Trasa ta prowadziła przez typowe „kamerdole” w postaci skał wylewnych i metamorficznych. Już zdecydowanie prościej było wjechać na te 1948 m npm, niż chociaż przez 3 minuty zjeżdżać nie zatrzymując się czy prowadząc rower. Droga dla prawdziwych zawodowców kolarstwa górskiego! Tutaj serdecznie pozdrowienia dla Romka, który sekundę po komendzie „tutaj prowadźcie rower”, z prędkością światła leciał po tych wszystkich kamieniach. Jak wcześniej wspominałem- dla jednych wspomniane warunki to raj, dla drugich przekleństwo.
Dla mnie „próba” jakiejkolwiek jazdy po tym terenie skończyła się dość tragicznie. Próbując żółwim tempem ruszyć na jednym z odcinków zarzuciło mi tylnie koło, co skończyło się przelotem przez kierownicę. Problem polegał na tym, że bloki SPD mi się nie wypięły i poleciałem niczym Małysz na skoczni mamuciej w Planicy. Lądowanie oczywiście bez telemarku i niestety kolanem na skale. Pierwsze wrażenie to tragedia w postaci złamanej nogi. Ból ogromny i brak możliwości ruszania nią. Dopiero po czasie udało się wszystko rozruszać i najgorszy scenariusz można było zakopać pod.. te skały. Ból momentami nie pozwalał nawet chodzić, nie mówiąc już o prowadzeniu roweru. Otrzymałem wielką pomoc od ekipy za co serdeczne dzięki. Samotnie niczego bym nie zdziałał, a dzięki nim melduję się na dole z najmniejszym możliwym wkładem sił. Niestety ból nawet podczas „spaceru” jest momentalnie tak wielki, że ciężko mi wydobyć z siebie kilka słów. Oj nie było to łatwe…
O godzinie 19:30 ruszamy w kierunku Polski. Wielka szkoda, że nie skończyliśmy w najlepszych nastojach, ale mimo wszystko wyjazd należy zaliczyć w kategorię bardzo udanych. W Katowicach melduję się o północy. Michał rzucił mnie od razu pod szpital w Bogucicach, ale mając już doświadczenie w oczekiwaniu w izbie przyjęć po pół godzinie rezygnuję i sprawy sanitarne przekładam na dzień następny
.
Stan zdrowia jest na szczęście ok. Rentgen wykluczył złamanie oraz pęknięcie kości. W kolanie jedynie wylew, obrzęk, a przede wszystkim stłuczenie. Tydzień posiedzę w domu, ale z pewnych względów na rower w lipcu już raczej nie wrócę. Może to dobry czas, by przybrać trochę na wadzę? Poniżej zrzut trasy GPS.
Chłopaki! Wielkie dzięki!
Kategoria 1.Trasa
- DST 42.30km
- Czas 01:32
- VAVG 27.59km/h
- VMAX 42.68km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 340m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Praca
Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 13.07.2015 | Komentarze 0
Trzy wypady do pracy Kategoria 3.Inne
- DST 53.80km
- Czas 01:52
- VAVG 28.82km/h
- VMAX 51.92km/h
- Temperatura 32.0°C
- Podjazdy 436m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Szybki trening przed TdF
Wtorek, 7 lipca 2015 · dodano: 07.07.2015 | Komentarze 1
Dziś po pracy w nocy (powrót przed godziną 7:00 do domu), postanowiłem tylko trochę się przespać i ruszyć na dwugodzinny trening, tak by zobaczyć większość transmisji z 4. etapu Tour de France. Wybrałem się pokręcić po Mikołowie, Łaziskach oraz Orzeszu.Mimo 30 stopniowego upału nie kręci się jakoś tragicznie. Pierwsza godzina ze słońcem z przodu, ale póki byłem świeży to dało się wytrzymać, a powrót już ze słońcem za plecami. Śmigałem główną trasą 81 co można łatwo prześledzić na zrzucie GPS. Było ok, nie ma zbytnio o czym pisać :)
Kategoria 2.Trening
- DST 55.20km
- Czas 02:02
- VAVG 27.15km/h
- VMAX 43.35km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 355m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Praca + Kędzierzyn
Poniedziałek, 6 lipca 2015 · dodano: 07.07.2015 | Komentarze 0
Dwa wyjazdy do pracy + sobotnie śmiganie po Kędzierzynie Kategoria 3.Inne
- DST 202.70km
- Czas 08:04
- VAVG 25.13km/h
- VMAX 47.65km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 1142m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Annaberg zaliczona!
Czwartek, 2 lipca 2015 · dodano: 02.07.2015 | Komentarze 2
Dzisiejszą
relację zacznę czysto statystycznie! Ta będzie o wiele prostsza niż ta, z którą
w większości walczyliśmy na studiach:) Wystarczy przyswoić i niekoniecznie
zapamiętać kilka poniższych cyferek! :
666 dni- Tyle czasu minęło od ostatniego dystansu, który wynosił ponad 200 km! Zupełny przypadek, więc proszę mnie nie posądzać o cokolwiek co satanistyczne ;)
4 razy- Dzisiejszym celem było zdobycie Góry Świętej Anny i właśnie czwarty raz miałem przyjemność tam się wspinać
1 raz- o kurcze… Według statystyk jakie prowadzę wynika, że pierwszy raz samotnie wykręciłem +dwusetny dystans. Sporo w okolicy, ale nigdy nie udało się przekroczyć.
Czas najwyższy przejść do trasy! Zaczęło się bardzo mizernie, bo już w Chorzowie (a to ci los) musiałem napotkać mój największy rowerowy mankament. Remontowanego odcinka trasy w pobliżu estakady nie wytrzymała dętka w przednim kole. Misiek gapa oczywiście nie zabrał zapasowej ani łatek (więc po co była mi pompka?), więc musiałem odwiedzić serwis. Jest jeden plus tej sytuacji. Złapałem ją w najlepszym miejscu bo zaledwie kilometr od sklepu rowerowego. Następny chyba dopiero w Kędzierzynie za 74 km! Jak już miałem złapać to właśnie tam! Była 9:30, ale sklep przy ul. Rynek 13 otworzyli trochę wcześniej, więc nie musiałem tracić „pół dnia” na serwisowe atrakcje.
Jak już ruszyłem na sprawnym rowerze to.. zbyt bardzo dałem się ponieść kolarskiej ekscytacji i z treningowego przyzwyczajenia w Bytomiu skręciłem na Poznań, a nie poprawnie na Opole. Dobrze, że dość szybko się zorientowałem i nadłożyłem tylko 3-4 kilometry. Potem już sprawnie i bez większych problemów. Jedyny taki stanowiła pogoda, która dziś nie była najlepszą opcją na dłuższą trasę i… głupia tabliczka sygnalizująca skręt w prawo na Annaberg. Zaufałem jej i… wylądowałem na dwukilometrowej szutrowo-leśno-kamienistej drodze Parku Krajobrazowego Góra Świętej Anny. Cudem nie przebiłem dętki (z przodu mam 700x23c!) i z lekką frustracją zacząłem podjazd pod Annaberg.
Przebiegł on na szczęście ok, ale nie mogłem nacieszyć się zjazdem, ponieważ spędziłem go na rozmowie z pewnym kolarzem z kędzierzyńskiej Kłodnicy. Serdecznie pozdrawiam!
W końcówce trasy miałem już dość. Upał, który panował dość mocno mnie wykończył. Następna dłuższa trasa będzie miała miejsce już w innych warunkach pogodowych! Przynajmniej mam taką nadzieję!
Trasa w obie strony taka sama:
Katowice (droga 79) – Chorzów – Bytom (droga 94) – Pyskowice (droga 40) – Ujazd – Kędzierzyn (droga 423) – Leśnica (Góra Świętej Anny)
666 dni- Tyle czasu minęło od ostatniego dystansu, który wynosił ponad 200 km! Zupełny przypadek, więc proszę mnie nie posądzać o cokolwiek co satanistyczne ;)
4 razy- Dzisiejszym celem było zdobycie Góry Świętej Anny i właśnie czwarty raz miałem przyjemność tam się wspinać
1 raz- o kurcze… Według statystyk jakie prowadzę wynika, że pierwszy raz samotnie wykręciłem +dwusetny dystans. Sporo w okolicy, ale nigdy nie udało się przekroczyć.
Czas najwyższy przejść do trasy! Zaczęło się bardzo mizernie, bo już w Chorzowie (a to ci los) musiałem napotkać mój największy rowerowy mankament. Remontowanego odcinka trasy w pobliżu estakady nie wytrzymała dętka w przednim kole. Misiek gapa oczywiście nie zabrał zapasowej ani łatek (więc po co była mi pompka?), więc musiałem odwiedzić serwis. Jest jeden plus tej sytuacji. Złapałem ją w najlepszym miejscu bo zaledwie kilometr od sklepu rowerowego. Następny chyba dopiero w Kędzierzynie za 74 km! Jak już miałem złapać to właśnie tam! Była 9:30, ale sklep przy ul. Rynek 13 otworzyli trochę wcześniej, więc nie musiałem tracić „pół dnia” na serwisowe atrakcje.
Jak już ruszyłem na sprawnym rowerze to.. zbyt bardzo dałem się ponieść kolarskiej ekscytacji i z treningowego przyzwyczajenia w Bytomiu skręciłem na Poznań, a nie poprawnie na Opole. Dobrze, że dość szybko się zorientowałem i nadłożyłem tylko 3-4 kilometry. Potem już sprawnie i bez większych problemów. Jedyny taki stanowiła pogoda, która dziś nie była najlepszą opcją na dłuższą trasę i… głupia tabliczka sygnalizująca skręt w prawo na Annaberg. Zaufałem jej i… wylądowałem na dwukilometrowej szutrowo-leśno-kamienistej drodze Parku Krajobrazowego Góra Świętej Anny. Cudem nie przebiłem dętki (z przodu mam 700x23c!) i z lekką frustracją zacząłem podjazd pod Annaberg.
Przebiegł on na szczęście ok, ale nie mogłem nacieszyć się zjazdem, ponieważ spędziłem go na rozmowie z pewnym kolarzem z kędzierzyńskiej Kłodnicy. Serdecznie pozdrawiam!
W końcówce trasy miałem już dość. Upał, który panował dość mocno mnie wykończył. Następna dłuższa trasa będzie miała miejsce już w innych warunkach pogodowych! Przynajmniej mam taką nadzieję!
Trasa w obie strony taka sama:
Katowice (droga 79) – Chorzów – Bytom (droga 94) – Pyskowice (droga 40) – Ujazd – Kędzierzyn (droga 423) – Leśnica (Góra Świętej Anny)
Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km