Info
Witam! Z tej strony Michał Kandefer, urodzony katowiczanim oraz absolwent katowickiej AWF. Mam przejechane 52615.91 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 23.30 km/h.Rekordowy dystans dzienny: 355 km.
Najwyższy osiągnięty szczyt:
- 2408m n.p.m (Port d'Envalira) Rekordowy tydzień:
- 1192 km (6 dni jazdy)
Rekordowy miesiąc:
- 4004 km (Maj 2013)
Więcej o mnie.
Państwa w jakich miałem przyjemność jeździć to:
Moje filmy:
Poprzednie lata:
2016 - 3200 km
2015 - 4510 km
2014 - 5010 km
2013 - 12200 km
2012 - 2340 km
2011 - 8629 km
2010 - 2186 km
2009 - 1294 km
2008 - 839 km
2007 - 1978 km
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad4 - 0
- 2024, Październik7 - 0
- 2024, Wrzesień15 - 0
- 2024, Sierpień18 - 0
- 2024, Lipiec18 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj7 - 0
- 2023, Sierpień10 - 0
- 2023, Lipiec8 - 0
- 2023, Czerwiec4 - 0
- 2023, Maj6 - 0
- 2022, Sierpień8 - 0
- 2022, Lipiec6 - 0
- 2022, Czerwiec6 - 0
- 2022, Maj10 - 0
- 2021, Sierpień2 - 0
- 2021, Lipiec21 - 0
- 2021, Czerwiec17 - 0
- 2021, Maj9 - 0
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2021, Marzec2 - 0
- 2020, Październik3 - 0
- 2020, Wrzesień5 - 0
- 2020, Czerwiec5 - 0
- 2020, Maj6 - 0
- 2020, Kwiecień3 - 0
- 2020, Marzec1 - 0
- 2019, Listopad3 - 0
- 2019, Październik7 - 0
- 2019, Wrzesień7 - 0
- 2019, Sierpień8 - 0
- 2019, Lipiec7 - 0
- 2019, Czerwiec12 - 0
- 2019, Maj4 - 0
- 2019, Kwiecień2 - 0
- 2019, Marzec8 - 0
- 2019, Luty5 - 0
- 2018, Grudzień3 - 0
- 2018, Listopad5 - 0
- 2018, Październik2 - 0
- 2018, Wrzesień2 - 0
- 2018, Sierpień8 - 0
- 2018, Lipiec9 - 0
- 2018, Czerwiec8 - 0
- 2018, Maj12 - 0
- 2018, Kwiecień10 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Styczeń1 - 0
- 2017, Grudzień2 - 0
- 2017, Listopad2 - 1
- 2017, Październik5 - 0
- 2017, Wrzesień7 - 0
- 2017, Sierpień6 - 0
- 2017, Lipiec7 - 1
- 2017, Czerwiec10 - 2
- 2017, Maj10 - 2
- 2017, Kwiecień1 - 1
- 2017, Marzec1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik1 - 0
- 2016, Wrzesień5 - 0
- 2016, Sierpień10 - 0
- 2016, Lipiec13 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 2
- 2016, Maj9 - 1
- 2016, Kwiecień10 - 0
- 2016, Marzec7 - 0
- 2016, Luty2 - 0
- 2016, Styczeń1 - 0
- 2015, Grudzień4 - 0
- 2015, Listopad7 - 2
- 2015, Październik10 - 0
- 2015, Wrzesień7 - 4
- 2015, Sierpień9 - 0
- 2015, Lipiec11 - 3
- 2015, Czerwiec12 - 4
- 2015, Maj10 - 5
- 2015, Kwiecień14 - 3
- 2015, Marzec11 - 2
- 2015, Luty3 - 4
- 2015, Styczeń2 - 0
- 2014, Grudzień7 - 5
- 2014, Listopad7 - 0
- 2014, Październik11 - 0
- 2014, Wrzesień8 - 0
- 2014, Sierpień8 - 0
- 2014, Lipiec14 - 2
- 2014, Czerwiec14 - 0
- 2014, Maj12 - 2
- 2014, Kwiecień14 - 5
- 2014, Marzec1 - 2
- 2014, Luty5 - 5
- 2014, Styczeń5 - 0
- 2013, Listopad12 - 2
- 2013, Październik16 - 4
- 2013, Wrzesień18 - 6
- 2013, Sierpień15 - 10
- 2013, Lipiec11 - 4
- 2013, Czerwiec23 - 9
- 2013, Maj25 - 2
- 2013, Kwiecień6 - 5
- 2013, Marzec2 - 11
- 2013, Luty5 - 0
- 2013, Styczeń3 - 0
- 2012, Grudzień1 - 3
- 2012, Listopad4 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień10 - 3
- 2012, Sierpień3 - 0
- 2012, Lipiec6 - 3
- 2012, Czerwiec2 - 0
- 2012, Maj9 - 10
- 2012, Kwiecień11 - 4
- 2012, Marzec3 - 0
- 2012, Luty3 - 0
- 2012, Styczeń3 - 2
- 2011, Listopad3 - 0
- 2011, Październik13 - 0
- 2011, Wrzesień16 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec16 - 0
- 2011, Czerwiec13 - 0
- 2011, Maj14 - 0
- 2011, Kwiecień13 - 0
- 2011, Marzec8 - 0
- 2010, Listopad3 - 0
- 2010, Październik1 - 0
- 2010, Wrzesień9 - 0
- 2010, Sierpień8 - 0
- 2010, Lipiec7 - 0
- 2010, Czerwiec7 - 0
- 2010, Maj6 - 0
- 2010, Kwiecień4 - 0
- 2010, Marzec3 - 0
- 2009, Październik3 - 0
- 2009, Wrzesień6 - 0
- 2009, Sierpień11 - 0
- 2009, Lipiec4 - 0
- 2009, Czerwiec5 - 0
- 2009, Maj8 - 0
- 2009, Kwiecień2 - 0
- 2008, Wrzesień1 - 0
- 2008, Sierpień6 - 0
- 2008, Lipiec1 - 0
- 2008, Czerwiec8 - 0
- 2008, Maj6 - 0
- 2008, Kwiecień2 - 0
- 2008, Marzec1 - 0
- 2008, Luty1 - 0
- 2007, Wrzesień1 - 0
- 2007, Sierpień11 - 0
- 2007, Lipiec4 - 0
- 2007, Czerwiec6 - 0
- 2007, Maj1 - 0
- 2007, Kwiecień4 - 0
- DST 137.20km
- Czas 07:21
- VAVG 18.67km/h
- VMAX 65.96km/h
- Temperatura 3.0°C
- Podjazdy 1710m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa z NINIWA Team - dzień 2
Środa, 8 kwietnia 2015 · dodano: 11.04.2015 | Komentarze 2
Po chłodnej nocy spędzonej w salce na wzgórzu miejscowości
Ślemień, przywitał nas mokry i również chłodny poranek. Nogi może nie były dość świeże, ale na
szczęście nie było odczucia jakiegoś większego zmęczenia. A to dobrze, ponieważ
czekał nas dziś podjazd pod Przysłop oraz zaliczenie przełęczy Krowiarki. To
zdecydowanie najtrudniejsze dzisiejsze zadanie!
Na starcie dokładnie 1 stopień, ale praktycznie od samego początku trasy powoli wznosimy się i ciało dość szybko się grzeje. Jedzie się bardzo dobrze, ale już podjeżdżając pod Przysłop zauważam, że brakuje mi biegów (36/46). Jestem zmuszony jechać na stójce oraz obawiam się o możliwości roweru na podjeździe Krowiarki. Pogoda bardzo kiepska i często jazdę utrudnia deszcz, jednak podjeżdżając na przełęcz zupełnie nie myślało się o panujących warunkach, a głowa skupiona była jedynie na „ciągnięciu” pod górę. Czym wyżej tym pojawiało się coraz więcej śniegu. Na samym szczycie już dobry metr i nie brałem pod uwagi myśli by nie uwiecznić tego na zdjęciu! Niestety „pozując” do fotki wszedłem w głęboki śnieg i zupełnie przemoczyłem obuwie.
Sam zjazd to materiał na dobrą książkę. Niestety nie można w niej zamieścić ani jednego aspektu, który należy do tych pozytywnych. Ślisko, mokro, pełno śniegu. W dodatku padający zmrożony śnieg, który zupełnie nas przemacza. Po pozowaniu do zdjęcia miałem dodatkowo śnieg w butach i kończyny całkowicie mi odmarzły. Dłonie były w takim stanie, że ciężko było palcem zmienić przerzutkę. Na dodatek pod wpływem powiewu oraz chłodu w oczach pojawiły się i miało się odczucie, jakby momentalnie przymarzały do policzka. Kilkoro z nas skończyło na asfalcie, a ja miałem przygodę lecąc na pobocze. Ostatecznie nie upadłem, więc mogę mówić o sporym szczęściu.
W połowie zjazdu pojawił się sklep spożywczy, więc po 45 km ogłoszona została przerwa. Trwała ponad godzinę, by móc się ogrzać czy przebrać. Momentalnie uzupełniliśmy kalorię, a w nasze buty zostały włożone worki foliowe. Na początku trasy naprawdę mieliśmy „pod górkę”. Po 50 kilometrach mieliśmy na licznikach 800 m przewyższenia w pionie, a po 80 kilometrach już tysiąc!
Po 85 kilometrach przyszedł czas na obiad, a tam… niecodzienna sytuacja. Grupą wpadliśmy na pizzerie, w której po trzech zamówieniach właścicielka odmawiała złożenia zamówienia na pizze! Zwyczajnie brakło ciasta i musieliśmy zaspokoić się zapiekankami, na które czekało się dobre 45 minut. Szału nie ma!
Trzeci dystans to już jazda krajową „siódemką” na Mogilany, gdzie najpierw zostaliśmy ugoszczeni przez rodziców jednego z uczestników, a potem udaliśmy się do szkoły na nocleg. Droga była pagórkowata i na jednym ze zjazdów zgubiłem rękawiczkę. Zostałem o tym poinformowany przez jednego z nas, po czym olałem temat. Po chwili jednak uświadomiłem sobie, że nie był to tani zakup, więc postanowiłem zawrócić pod ten ciekawy podjazd… Szału nie było. Dziwne uczucie widzieć swoich jadących ponad 40 km/h, gdy ja w drugą stronę walczę z podjazdem! Rękawiczka została znaleziona i udało mi się dojechać do grupy.
Dzień wyszedł baaaardzo górzysty. Na przejechanych 137 km, wykręciliśmy aż 1710 m przewyższenia w pionie! Następnego dnia, jednak ze względu na obowiązki opuszczam ekipę, więc tym górskim etapem zakończyłem swoją przygodę na tegorocznej wyprawie przygotowawczej. Mimo, że tylko na dwa dni- to warto było jechać!
Na starcie dokładnie 1 stopień, ale praktycznie od samego początku trasy powoli wznosimy się i ciało dość szybko się grzeje. Jedzie się bardzo dobrze, ale już podjeżdżając pod Przysłop zauważam, że brakuje mi biegów (36/46). Jestem zmuszony jechać na stójce oraz obawiam się o możliwości roweru na podjeździe Krowiarki. Pogoda bardzo kiepska i często jazdę utrudnia deszcz, jednak podjeżdżając na przełęcz zupełnie nie myślało się o panujących warunkach, a głowa skupiona była jedynie na „ciągnięciu” pod górę. Czym wyżej tym pojawiało się coraz więcej śniegu. Na samym szczycie już dobry metr i nie brałem pod uwagi myśli by nie uwiecznić tego na zdjęciu! Niestety „pozując” do fotki wszedłem w głęboki śnieg i zupełnie przemoczyłem obuwie.
Sam zjazd to materiał na dobrą książkę. Niestety nie można w niej zamieścić ani jednego aspektu, który należy do tych pozytywnych. Ślisko, mokro, pełno śniegu. W dodatku padający zmrożony śnieg, który zupełnie nas przemacza. Po pozowaniu do zdjęcia miałem dodatkowo śnieg w butach i kończyny całkowicie mi odmarzły. Dłonie były w takim stanie, że ciężko było palcem zmienić przerzutkę. Na dodatek pod wpływem powiewu oraz chłodu w oczach pojawiły się i miało się odczucie, jakby momentalnie przymarzały do policzka. Kilkoro z nas skończyło na asfalcie, a ja miałem przygodę lecąc na pobocze. Ostatecznie nie upadłem, więc mogę mówić o sporym szczęściu.
W połowie zjazdu pojawił się sklep spożywczy, więc po 45 km ogłoszona została przerwa. Trwała ponad godzinę, by móc się ogrzać czy przebrać. Momentalnie uzupełniliśmy kalorię, a w nasze buty zostały włożone worki foliowe. Na początku trasy naprawdę mieliśmy „pod górkę”. Po 50 kilometrach mieliśmy na licznikach 800 m przewyższenia w pionie, a po 80 kilometrach już tysiąc!
Po 85 kilometrach przyszedł czas na obiad, a tam… niecodzienna sytuacja. Grupą wpadliśmy na pizzerie, w której po trzech zamówieniach właścicielka odmawiała złożenia zamówienia na pizze! Zwyczajnie brakło ciasta i musieliśmy zaspokoić się zapiekankami, na które czekało się dobre 45 minut. Szału nie ma!
Trzeci dystans to już jazda krajową „siódemką” na Mogilany, gdzie najpierw zostaliśmy ugoszczeni przez rodziców jednego z uczestników, a potem udaliśmy się do szkoły na nocleg. Droga była pagórkowata i na jednym ze zjazdów zgubiłem rękawiczkę. Zostałem o tym poinformowany przez jednego z nas, po czym olałem temat. Po chwili jednak uświadomiłem sobie, że nie był to tani zakup, więc postanowiłem zawrócić pod ten ciekawy podjazd… Szału nie było. Dziwne uczucie widzieć swoich jadących ponad 40 km/h, gdy ja w drugą stronę walczę z podjazdem! Rękawiczka została znaleziona i udało mi się dojechać do grupy.
Dzień wyszedł baaaardzo górzysty. Na przejechanych 137 km, wykręciliśmy aż 1710 m przewyższenia w pionie! Następnego dnia, jednak ze względu na obowiązki opuszczam ekipę, więc tym górskim etapem zakończyłem swoją przygodę na tegorocznej wyprawie przygotowawczej. Mimo, że tylko na dwa dni- to warto było jechać!
Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km
- DST 154.80km
- Czas 07:21
- VAVG 21.06km/h
- VMAX 48.57km/h
- Temperatura 4.0°C
- Podjazdy 1135m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyprawa z NINIWA Team - dzień 1
Wtorek, 7 kwietnia 2015 · dodano: 09.04.2015 | Komentarze 0
„Pasja. Cudowne słowo i cudowna sprawa. Trzeba w życiu
czegoś chcieć. Mieć właśnie jakąś pasję. Jakiegoś świra. Jakąś szajbę w głowie,
która jest z nami codziennie. Która wręcz nie pozwala o sobie zapomnieć. Pasję
obojętnie jaką, ale silną. Musi to być „choroba”, z której nie tylko nie
potrafisz, ale absolutnie nie chcesz się wyleczyć”
Na kilka dni przed startem wyprawy, skończyłem czytać „Szkołę życia” Mai Włoszczowskiej. Przyznam szczerze, że książka bardzo dobra, a jej ostatni dział o pasji uświadamia, że to co robimy ma sens i daje wielkiego kopniaka motywacyjnego, by dalej w tym tkwić. Pojawił się także rozdział zatytułowany „dlaczego lubię cierpieć? Sens sportu”, który zdecydowanie był „na czasie”, ponieważ wyprawa zapowiadała się na bardzo ciężką- temperatura w okolicy zera, zapowiadany śnieg, mocne deszcze oraz spore przełęcze do zaliczenia, a to wszystko z rowerem załadowanym po brzegi w 15kg bagaż, namioty oraz inne obowiązkowe ekwipunki wyprawowicza .
Na kilka dni przed startem wyprawy, skończyłem czytać „Szkołę życia” Mai Włoszczowskiej. Przyznam szczerze, że książka bardzo dobra, a jej ostatni dział o pasji uświadamia, że to co robimy ma sens i daje wielkiego kopniaka motywacyjnego, by dalej w tym tkwić. Pojawił się także rozdział zatytułowany „dlaczego lubię cierpieć? Sens sportu”, który zdecydowanie był „na czasie”, ponieważ wyprawa zapowiadała się na bardzo ciężką- temperatura w okolicy zera, zapowiadany śnieg, mocne deszcze oraz spore przełęcze do zaliczenia, a to wszystko z rowerem załadowanym po brzegi w 15kg bagaż, namioty oraz inne obowiązkowe ekwipunki wyprawowicza .
Czym jest wyprawa przygotowawcza? Jest to przede wszystkim
czas sprawdzenia i droga eliminacji dla wszystkich potencjalnych kandydatów
wakacyjnej wyprawy grupy NINIWA Team. W tym roku wyruszyła rekordowa liczba
ponad 60 kolarzy! Nie wszyscy jednak śmigali z zamysłem zdobycia przepustki na wakacyjne Wyspy Brytyjskie. Część zwyczajnie zdecydowała się na mocny trening
czy przetarcie nogi przed sezonem. Do tej grupy osób i ja należałem. Na
wakacyjną wyprawę się nie wybieram, więc nastawiłem się na trening oraz
poczucie klimatu pięknej przygody, która towarzyszyła mi w poprzednich latach.
Wszystko tradycyjnie zaczęło się w Kokotku koło Lublińca. Temperatura na start 2 stopnie, więc od pierwszych metrów miała miejsce walka z niesprzyjającymi warunkami pogodowymi. Jako że była nas tak spora grupa rowerzystów, to musieliśmy podzielić się na cztery podgrupy. Każda z nich miała swoich liderów w postaci bardziej doświadczonych uczestników. Taka rola przypadła i mnie, więc razem z Jasiem odpowiadaliśmy za „kolumnę nr 2”. Z biegiem czasu okazało się, że czeka mnie jeszcze inne- trudniejsze zadanie. Przez Gliwice ze względu na możliwość pogubienia się, postanawiamy przejechać jedną wielką grupą. Wtedy jesteśmy jednością, więc ci co nie zdążyli przejechać na zielonym mają prawo jechać dalej za grupą. Razem z Waksem spotkał nas zaszczyt, by zadbać o bezpieczeństwo grupy. Przy każdych światłach musieliśmy zatrzymywać ruch z obu stron i momentalnie gonić grupę, następnie wyprzedzić wszystkich 60 kolarzy, by na następnych światłach znowu powtórzyć tą czynność. Miało to miejsce kilkukrotnie, więc można było odczuć „wykonaną pracę” :)
Pierwsza przerwa miała miejsce po 60 km w Orzeszu, następna na 110 km w Bielsku. Przez ten czas wiele się nie wydarzyło, za wyjątkiem „szturmu” ekipy na testowe bistro. Zdecydowana większość poszła się stołować do wspomnianego miejsca co wykreowało spory korek, ale ciekawy klimat do spożycia obiadu. Naszym kolejnym celem była już docelowa miejscowość noclegowa znajdująca się 15 km za Żywcem. W Gilowicach wstąpiliśmy jeszcze do Biedronki, by zaopatrzyć się w niezbędne produkty. Tam jednak popełniłem gafę. Jadąc już dalej zorientowałem się, że zostawiłem pod sklepem swoje okulary, więc musiałem zawrócić i dołożyć trochę kilometrów. Salka w której spaliśmy znajdowała się na wielkim wzniesieniu, więc czekała nas mocna wspinaczka na sam koniec dnia. W najbardziej newralgicznym momencie wzniesienie wykazało aż 15 % nachylenia, co przy załadowanych rowerach nie mogło wywołać uśmiechu. Wspomnę tutaj, że wybrałem się na rowerze przełajowym z tarczami 36/46, więc zwyczajnie brakowało mi biegów i większość podjazdów musiałem „robić” na stojąco. Kolana to odczuły, ale dramatu nie było:) Noc na takiej wysokości była bardzo zimna. Mówiąc, zwyczajnie leciała nam para z ust. To nie żart.
Na szczęście chyba nikt bardzo się nie przeziębił i wszyscy czekali na jutrzejszy etap. W planach do zaliczenia między innymi przełęcz Krowiarki (1012m npm), a sprawdzone źródła informują nas, że na szczycie będziemy mieli możliwość lepienia bałwana :) Dziś wyszło górsko. Na 154 km mieliśmy 1135 m wspinaczki w pionie.
Wszystko tradycyjnie zaczęło się w Kokotku koło Lublińca. Temperatura na start 2 stopnie, więc od pierwszych metrów miała miejsce walka z niesprzyjającymi warunkami pogodowymi. Jako że była nas tak spora grupa rowerzystów, to musieliśmy podzielić się na cztery podgrupy. Każda z nich miała swoich liderów w postaci bardziej doświadczonych uczestników. Taka rola przypadła i mnie, więc razem z Jasiem odpowiadaliśmy za „kolumnę nr 2”. Z biegiem czasu okazało się, że czeka mnie jeszcze inne- trudniejsze zadanie. Przez Gliwice ze względu na możliwość pogubienia się, postanawiamy przejechać jedną wielką grupą. Wtedy jesteśmy jednością, więc ci co nie zdążyli przejechać na zielonym mają prawo jechać dalej za grupą. Razem z Waksem spotkał nas zaszczyt, by zadbać o bezpieczeństwo grupy. Przy każdych światłach musieliśmy zatrzymywać ruch z obu stron i momentalnie gonić grupę, następnie wyprzedzić wszystkich 60 kolarzy, by na następnych światłach znowu powtórzyć tą czynność. Miało to miejsce kilkukrotnie, więc można było odczuć „wykonaną pracę” :)
Pierwsza przerwa miała miejsce po 60 km w Orzeszu, następna na 110 km w Bielsku. Przez ten czas wiele się nie wydarzyło, za wyjątkiem „szturmu” ekipy na testowe bistro. Zdecydowana większość poszła się stołować do wspomnianego miejsca co wykreowało spory korek, ale ciekawy klimat do spożycia obiadu. Naszym kolejnym celem była już docelowa miejscowość noclegowa znajdująca się 15 km za Żywcem. W Gilowicach wstąpiliśmy jeszcze do Biedronki, by zaopatrzyć się w niezbędne produkty. Tam jednak popełniłem gafę. Jadąc już dalej zorientowałem się, że zostawiłem pod sklepem swoje okulary, więc musiałem zawrócić i dołożyć trochę kilometrów. Salka w której spaliśmy znajdowała się na wielkim wzniesieniu, więc czekała nas mocna wspinaczka na sam koniec dnia. W najbardziej newralgicznym momencie wzniesienie wykazało aż 15 % nachylenia, co przy załadowanych rowerach nie mogło wywołać uśmiechu. Wspomnę tutaj, że wybrałem się na rowerze przełajowym z tarczami 36/46, więc zwyczajnie brakowało mi biegów i większość podjazdów musiałem „robić” na stojąco. Kolana to odczuły, ale dramatu nie było:) Noc na takiej wysokości była bardzo zimna. Mówiąc, zwyczajnie leciała nam para z ust. To nie żart.
Na szczęście chyba nikt bardzo się nie przeziębił i wszyscy czekali na jutrzejszy etap. W planach do zaliczenia między innymi przełęcz Krowiarki (1012m npm), a sprawdzone źródła informują nas, że na szczycie będziemy mieli możliwość lepienia bałwana :) Dziś wyszło górsko. Na 154 km mieliśmy 1135 m wspinaczki w pionie.
Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km
- DST 30.10km
- Czas 01:12
- VAVG 25.08km/h
- VMAX 47.65km/h
- Temperatura 5.0°C
- Podjazdy 213m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Świąteczne kręcenie, od wtorku wyprawa
Niedziela, 5 kwietnia 2015 · dodano: 05.04.2015 | Komentarze 0
Dziś krótki trening tuż po obejrzeniu Flandrii mający na celu spalenie świątecznych kalorii oraz przetarcia nogi przed wyprawą, która czeka mnie już od wtorku. Po dokładnie roku udało się umówić na wspólny trening z Marcinem z którym wybrałem się na dolinę 3 Stawów oraz na rundę po Parku Śląskim. Nie mieliśmy zamiaru szarpać tempa, więc można określić ten wyjazd spotkaniem towarzyskim na dwóch kółkach. Niebawem wspólnie coś więcej wykręcimy!Już jutro wybieram się do Lublińca, by od wtorkowego poranku (start 6:00) uczestniczyć w wyprawie przygotowawczej z grupą NINIWA Team. W założeniu mamy cztery dni mocniejszego kręcenia (od 140 - 240 km), po południowych częściach Polski zahaczając między innymi o przełęcz krowiarki oraz słowackie Kalameny. Co z tego wyjdzie to zobaczymy, ponieważ dalej na potencjalnej trasie leży spory śnieg. Jedziemy tradycyjnie ze wszystkimi bagażami oraz namiotami na rowerach. Zapowiada się aktywny i mocny tydzień!
Kategoria 2.Trening
- DST 26.30km
- Czas 00:59
- VAVG 26.75km/h
- VMAX 44.80km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 182m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Godzinne śmiganie przed pracą
Wtorek, 24 marca 2015 · dodano: 24.03.2015 | Komentarze 0
Po wczorajszych 73 kilometrach postanowiłem się trochę poruszać. Nogi były na tyle świeże, że postanowiłem wybrać się na godzinną jazdę po Parku Śląskim. Na dłużej niestety nie mogłem ponieważ dziś pracuję oraz... chcę zobaczyć drugi etap wyścigu Volta a Catalunya :) Kategoria 2.Trening
- DST 73.10km
- Czas 02:29
- VAVG 29.44km/h
- VMAX 53.77km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 488m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Nie lubisz poniedziałków? Idź na rower!
Poniedziałek, 23 marca 2015 · dodano: 23.03.2015 | Komentarze 0
Kurczę! Nie mogłem zacząć od niczego innego! Brawo Maciek
Paterski za zwycięstwo etapowe w Volta a Catalonya! Polska ekipa w posiadaniu
koszulki lidera w wyścigu najwyższej rangi! Takiej sytuacji nie pamiętam jak
żyję:) Ja też dziś postanowiłem pokręcić trochę po okolicach, więc ze spokojem
stwierdzam, że był to kolarski poniedziałek!
Zanim licznik pokazał jakąkolwiek wartość liczbową, miała miejsce już zabawa w rowerowych mechaników. Po ostatnich awaryjnych przygodach podczas powrotu z Krakowa, trzeba było zająć się oponą, by historia z 11 dopompowywań nie miała ponownie miejsca. Wytarta opona 35 została zamieniona na 23 i już teraz zdradzę, że obyło się bez najmniejszych problemów:)
Żeby kręciło się lepiej, to tradycyjnie na trening został zaproszony Kuba zwany Strzałą. Również on wcielił się w głównego mechanika i dokładnie o 12:00 wyruszyliśmy na szosę. Kierunek był ustalany już w trakcie i skończyło się na śmiganiu katowickimi drogami w południowej części miasta. Mimo silnego i z początku przedniego wiatru, udało się kręcić z dobrą średnią. Po 20 km wynosiła 30 km/h i praktycznie została utrzymana do końca. Wspólnie zrobiliśmy 41.7 km, a następnie ruszyłem do Parku Śląskiego na rundy (2x 7.8 km), by wrócić do domu na transmisję z Volta a Catalonya. Warto było!
To był świetny pierwszy wiosenny trening! Dzięki wielkie dla Strzały za wspólną zabawę! Za dokładnie 2 tygodnie wyprawa z NINIWA Team!
Zanim licznik pokazał jakąkolwiek wartość liczbową, miała miejsce już zabawa w rowerowych mechaników. Po ostatnich awaryjnych przygodach podczas powrotu z Krakowa, trzeba było zająć się oponą, by historia z 11 dopompowywań nie miała ponownie miejsca. Wytarta opona 35 została zamieniona na 23 i już teraz zdradzę, że obyło się bez najmniejszych problemów:)
Żeby kręciło się lepiej, to tradycyjnie na trening został zaproszony Kuba zwany Strzałą. Również on wcielił się w głównego mechanika i dokładnie o 12:00 wyruszyliśmy na szosę. Kierunek był ustalany już w trakcie i skończyło się na śmiganiu katowickimi drogami w południowej części miasta. Mimo silnego i z początku przedniego wiatru, udało się kręcić z dobrą średnią. Po 20 km wynosiła 30 km/h i praktycznie została utrzymana do końca. Wspólnie zrobiliśmy 41.7 km, a następnie ruszyłem do Parku Śląskiego na rundy (2x 7.8 km), by wrócić do domu na transmisję z Volta a Catalonya. Warto było!
To był świetny pierwszy wiosenny trening! Dzięki wielkie dla Strzały za wspólną zabawę! Za dokładnie 2 tygodnie wyprawa z NINIWA Team!
Kategoria 2.Trening
- DST 100.10km
- Czas 03:47
- VAVG 26.46km/h
- VMAX 60.72km/h
- Temperatura 9.0°C
- Podjazdy 956m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsza "setka" - 11 pompowań, 2 dętki...
Środa, 18 marca 2015 · dodano: 18.03.2015 | Komentarze 2
Ajj. Muszę zacząć od wielkiego skrótu dzisiejszych wydarzeń.
Trasa Kraków – Katowice: Wjazd na Kopiec Kościuszki, pomylenie drogi dzięki
czemu dorzucamy wiele kilometrów (widoki jednak ekstra!), pompowanie tylnego koła 11 razy, złapane dwie
dętki oraz powrót z Tychów samochodem. Działo się dziś wyjątkowo dużo. Cała rowerowa
zabawa wydłużyła się o dwie godziny (dopompowanie nawet po 200m!), a niewiele
brakło, by trwała dobrych kilka godzin więcej. Tuż przed awarią miałem się
rozjechać ze Strzałą, a mój telefon był rozładowany. Nie wiem jak bym sobie sam
poradził bez zapasowej dętki, aktywnego telefonu, znajdując się na trasie gdzie
były jedynie drzewa, a słońce dawno już zaszło… Tak czy siak udało wykręcić się
pierwszą setkę w sezonie. Dokładnie 100 km. Poniżej postaram się rozwinąć
wszystkie wątki jakie miały miejsce w te dwa dni.
No właśnie. Do Krakowa razem ze Strzałą wybraliśmy się już we wtorek samochodem. Dlaczego tak? Auto, którym śmigaliśmy było do oddania. Postanowiliśmy pogodzić obie sprawy pakując do niego rowery, które miały służyć jako powrotny środek transportu. Jako, że nie samym rowerem żyje człowiek to spędziliśmy miły wieczór w gronie znajomych! Dzięki wielkie dla gospodarzy oraz mojej Anny :)
Rowerowe zmagania zaczynamy jednak w zgoła odmiennych celach i kierunkach. Strzała z Waksem wybrali się pokręcić po okolicznych podjazdach (na 40 km aż 700m przewyższenia), a ja wykorzystałem poranny czas na spotkanie z dziewczyną. O 13:00 cała trójka się zjechała i zaczęliśmy od wspinaczki na Kopiec Kościuszki, przejazd przez las Wolski, by obrać kierunek na Katowice. Pożegnaliśmy się z Waksem i łapiąc wiatr w plecy ruszamy na Śląsk! Niestety jednak nie trafiliśmy na zaplanowaną wcześniej trasę i… kręcąc "przed siebie" liczyliśmy, że niebawem zostanie znaleziona. Nikt z nas nie spodziewał się takiej „ściany”! Na pierwszych 40 km mieliśmy już ponad 600m przewyższenia w pionie. Trasa bardzo urokliwa, ale nie mam zamiaru na nią więcej wracać. Dołożyliśmy sporo kilometrów, straciliśmy masę czasu oraz wiele sił na niekończące się podjazdy. Dopiero o 16:10 trafiliśmy na zaplanowaną wcześniej drogę nr 780 (Alwernia).
Później dopiero zaczęły się schody. Po raz pierwszy dane mi było pompować koło i nigdy bym nie przepuszczał, że wykonamy tą czynność jeszcze 10 razy! W sumie aż 11 razy trzeba było „machać” oraz raz zmieniać dętkę. Ta również nie wytrzymała i co dobre 200m trzeba było wduszać powietrze w gumę. Morale bardzo spadły, ponieważ było już ciemno i dość zimno. Nasz przewidziany powrót miał wystąpić wcześniej, więc nie byliśmy przygotowani na taką sytuację. Mogło to wszystko potoczyć się jednak o wiele gorzej. Od kilku godzin miałem telefon bez zasięgu, a w Chełmku miałem się z Kubą rozjechać- on na Bieruń, ja na Mysłowice. Na szczęście byłem na tyle przytomny, że postanowiłem się nie rozdzielać na wypadek okoliczności otrzymania telefonicznej pomocy lub awarii. Był to strzał w dziesiątkę. Po wielu próbach naprawienia usterki wezwaliśmy auto, które odwiozło nas do domów.
Trasa była strasznie wymagająca i wróciłem bardzo zmęczony. Niestety jeszcze bardziej zmarznięty, więc oby nie skończyło się to jakąś chorobą. Najbliższe kilka dni spędzę z dala od siodełka. Poniżej przybliżony zrzut trasy.
No właśnie. Do Krakowa razem ze Strzałą wybraliśmy się już we wtorek samochodem. Dlaczego tak? Auto, którym śmigaliśmy było do oddania. Postanowiliśmy pogodzić obie sprawy pakując do niego rowery, które miały służyć jako powrotny środek transportu. Jako, że nie samym rowerem żyje człowiek to spędziliśmy miły wieczór w gronie znajomych! Dzięki wielkie dla gospodarzy oraz mojej Anny :)
Rowerowe zmagania zaczynamy jednak w zgoła odmiennych celach i kierunkach. Strzała z Waksem wybrali się pokręcić po okolicznych podjazdach (na 40 km aż 700m przewyższenia), a ja wykorzystałem poranny czas na spotkanie z dziewczyną. O 13:00 cała trójka się zjechała i zaczęliśmy od wspinaczki na Kopiec Kościuszki, przejazd przez las Wolski, by obrać kierunek na Katowice. Pożegnaliśmy się z Waksem i łapiąc wiatr w plecy ruszamy na Śląsk! Niestety jednak nie trafiliśmy na zaplanowaną wcześniej trasę i… kręcąc "przed siebie" liczyliśmy, że niebawem zostanie znaleziona. Nikt z nas nie spodziewał się takiej „ściany”! Na pierwszych 40 km mieliśmy już ponad 600m przewyższenia w pionie. Trasa bardzo urokliwa, ale nie mam zamiaru na nią więcej wracać. Dołożyliśmy sporo kilometrów, straciliśmy masę czasu oraz wiele sił na niekończące się podjazdy. Dopiero o 16:10 trafiliśmy na zaplanowaną wcześniej drogę nr 780 (Alwernia).
Później dopiero zaczęły się schody. Po raz pierwszy dane mi było pompować koło i nigdy bym nie przepuszczał, że wykonamy tą czynność jeszcze 10 razy! W sumie aż 11 razy trzeba było „machać” oraz raz zmieniać dętkę. Ta również nie wytrzymała i co dobre 200m trzeba było wduszać powietrze w gumę. Morale bardzo spadły, ponieważ było już ciemno i dość zimno. Nasz przewidziany powrót miał wystąpić wcześniej, więc nie byliśmy przygotowani na taką sytuację. Mogło to wszystko potoczyć się jednak o wiele gorzej. Od kilku godzin miałem telefon bez zasięgu, a w Chełmku miałem się z Kubą rozjechać- on na Bieruń, ja na Mysłowice. Na szczęście byłem na tyle przytomny, że postanowiłem się nie rozdzielać na wypadek okoliczności otrzymania telefonicznej pomocy lub awarii. Był to strzał w dziesiątkę. Po wielu próbach naprawienia usterki wezwaliśmy auto, które odwiozło nas do domów.
Trasa była strasznie wymagająca i wróciłem bardzo zmęczony. Niestety jeszcze bardziej zmarznięty, więc oby nie skończyło się to jakąś chorobą. Najbliższe kilka dni spędzę z dala od siodełka. Poniżej przybliżony zrzut trasy.
Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km
- DST 80.60km
- Czas 02:58
- VAVG 27.17km/h
- VMAX 53.87km/h
- Temperatura 11.0°C
- Kalorie 2044kcal
- Podjazdy 627m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Samotnie i w wietrze. Spotkanie z samochodem
Poniedziałek, 9 marca 2015 · dodano: 09.03.2015 | Komentarze 0
Jak tu się nie wybrać na rower skoro dzień wcześniej Michał Kwiatkowski zwycięża prolog Paryż- Nicea?! No ok, może nie była to konieczność, ale fajny kopniak motywacyjny. Dziś miałem trening w planie, ale nie samotnie. Plany "partnera" jednak się zmieniły i dane mi było kręcić samemu. Znowu wracamy do zwycięstwa Kwiato, bo przecież wczoraj była indywidualna jazda na czas! Dziś byłem skazany na samotność!
I na walkę z wiatrem... Wiało mocno, a momentami strasznie. Znając prognozę, zdecydowałem się na pętle, by kręcić we wszystkich możliwych wiatrowych wariantach (dzięki czemu oczywiście 100% trasy nie stanowiło pod wiatr;) ).
Wybrałem się na mocną trasę od Siemianowic - Wojkowic - Sączów - Świerklaniec po Tarnowskie Góry. Tam chwila przerwy na rynku i powrót do Katowic drogą 79 przez Bytom i Chorzów. W Bytomiu prawie doszło do kolizji. Jakiś idiota jadący przede mną nagle zahamował i kręcił w prawo na osiedle. Nie mam przecież samochodowych hamulców, by zdążyć utracić zupełnie prędkość. Wrzuciłem maks i obróciło mnie o 90 stopni. Na szczęście jedynie otarłem się ciałem o karoserię. Kierowca to zupełnie zignorował i pojechał w swoją stronę...
Ogólnie trening bardzo dobry. Po dwóch dniach przerwy noga dobrze się kręciła. W Tarnowskich Górach przypadkiem wyłączyłem endomondo, więc są dwie mapki.
I na walkę z wiatrem... Wiało mocno, a momentami strasznie. Znając prognozę, zdecydowałem się na pętle, by kręcić we wszystkich możliwych wiatrowych wariantach (dzięki czemu oczywiście 100% trasy nie stanowiło pod wiatr;) ).
Wybrałem się na mocną trasę od Siemianowic - Wojkowic - Sączów - Świerklaniec po Tarnowskie Góry. Tam chwila przerwy na rynku i powrót do Katowic drogą 79 przez Bytom i Chorzów. W Bytomiu prawie doszło do kolizji. Jakiś idiota jadący przede mną nagle zahamował i kręcił w prawo na osiedle. Nie mam przecież samochodowych hamulców, by zdążyć utracić zupełnie prędkość. Wrzuciłem maks i obróciło mnie o 90 stopni. Na szczęście jedynie otarłem się ciałem o karoserię. Kierowca to zupełnie zignorował i pojechał w swoją stronę...
Ogólnie trening bardzo dobry. Po dwóch dniach przerwy noga dobrze się kręciła. W Tarnowskich Górach przypadkiem wyłączyłem endomondo, więc są dwie mapki.
Kategoria 2.Trening
- DST 25.20km
- Czas 00:58
- VAVG 26.07km/h
- VMAX 41.59km/h
- Temperatura 3.0°C
- Podjazdy 216m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
5000 km na Rango, pierwsza dętka w sezonie
Sobota, 7 marca 2015 · dodano: 07.03.2015 | Komentarze 0
Dziś Rango przekroczył barierę 5 000 km. Niestety dosłownie 200 metrów dalej złapał dętkę. Wyjazd do pracy zamienił się w triathlon: rower, pieszo i autobus. W pracy łatanie i udało się na spokojnie wrócić do domu:)Sobota i niedziela wolna od jazdy!
Kategoria 3.Inne
- DST 45.20km
- Czas 01:45
- VAVG 25.83km/h
- VMAX 51.74km/h
- Temperatura 4.0°C
- Podjazdy 336m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
W marcu jak w garncu... słońce i śnieg?!
Środa, 4 marca 2015 · dodano: 04.03.2015 | Komentarze 0
Zacznę dość nietypowo. Nadal czytam "szKOŁĘ życia" Mai Włoszczowskiej i bez żadnego zastanawiania mogę stwierdzić, że książka ta jest kapitalną motywacją do jazdy, ale i do życia codziennego! Na start przytoczę kilka motywujących cytatów, które nakręcają do wyjścia na trening mimo pogody. A no właśnie! To co dziś działo się za oknem to jeden wielki marcowy kosmos ;)"Pamiętaj, najtrudniej jest wyjść. Gdy już wyjdziesz, niemal zawsze jest super"
"Nie po to trenowałeś, by wszystko tracić z powodu lenistwa"
"Nie zastanawiaj się. Potraktuj trening jako zadanie, które po prostu trzeba zrobić i koniec. Tak jak trzeba rano wstać i pójść do pracy"
"Nie po to trenowałeś, by wszystko tracić z powodu lenistwa"
"Nie zastanawiaj się. Potraktuj trening jako zadanie, które po prostu trzeba zrobić i koniec. Tak jak trzeba rano wstać i pójść do pracy"
Warto szukać motywacji. Razem z dziewczyną wczoraj miałem przyjemność jeść obiad w krakowskiej kolarskiej restauracji "La Bicicletta". Sam posiłek jak i kolarska otoczka tego miejsca spowodował, że tylko tajfun albo burza piaskowa powstrzymałaby mnie od dzisiejszego wyjścia na trening! Ostatecznie nie dużo brakowało! Zabrakło jedynie piasku w powietrzu ;)
W marcu jak w garncu... Wstaję obudzony przez mocny deszcz. Wyglądam za okno i sądzę, że z jazdy raczej nici (mózg jednak inaczej funkcjonuje po śnie aniżeli przed nim ;) ) po czym idę dalej spać. Dowiaduję się później, że deszcz nie był jedynym zjawiskiem jakie leciało dziś z nieba. Koło 13:00 wyszło jednak słońce i się przejaśniło, więc szybciutko się zorganizowałem i poszedłem na trening. Miałem też pewne "zadanie do wykonania" na mieście, więc połączyłem przyjemne z pożytecznym. W miejscu docelowym "wpakowałem" w siebie 517 kalorii w postaci chałwy, by nie dopadła mnie na trasie hipoglikemia jak było to ostatnio. Godzina 13:30- ruszam!
Wyjeżdżając spod urzędu marszałkowskiego, na moment słońce zgasło. Nie przypuszczałbym jednak, że dosłownie kilka chwil później będę miał możliwość kręcić w śnieżycy! Zostało to przyjęte jako śmieszny treningowy aspekt i mimo to zdecydowałem się wyruszyć w stronę Mikołowa. Śnieg towarzyszył mi ponad pół godziny i dopiero przed Mikołowem ponownie wyszło słońce. Ciekawe doświadczenie! W dodatku przez całą jazdę hulał mocny i zmienny wiatr. Prognozy przewidywały w porywach do 50 km/h i zdecydowanie nie kłamały. W dodatku temperatura w granicach 4 stopni, więc gdyby nie to słońce, to nie jechałoby się tak przyjemnie.
Do Mikołowa śmigałem tradycyjnie drogą 81, by wrócić przez Podlesie, Kostuchnę, Ligotę i centrum. Warto było spędzić ten wolny dzień na rowerze. Na "seriale" przyjdzie czas wieczorem, więc można połączyć trening z odpoczynkiem i czystym lenistwem ;) Byle w zachowanej kolejności!
Ahaaa! Zapomniałbym. Noga kręci się lepiej! :)
Kategoria 2.Trening
- DST 26.30km
- Czas 01:03
- VAVG 25.05km/h
- VMAX 44.36km/h
- Temperatura 6.0°C
- Podjazdy 182m
- Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Park Śląski - na razie lipa
Piątek, 27 lutego 2015 · dodano: 27.02.2015 | Komentarze 0
Dziś dosłownie miałem nie więcej czasu na jazdę niż 1:20 h. Szybka organizacja, lekkie śniadanie, kawa i "biegiem" do Parku Śląskiego na rundy. Już na pierwszej pętli uświadomiłem sobie, że jest zbyt wcześnie by śmigać po Parku. Trasa to jeden wielki piach nie wspominając już o zakrętach. Bardzo ciężko było złożyć się w zakręt i by nie ryzykować trzeba było zniwelować prędkość do znikomej ilości. Szału nie było, ale tą godzinę można było wytrzymać.Mimo, że termometr pokazywał 6 stopni, to nogi niestety zmarzły. Nie zdecydowałem się zabrać ocieplaczy na buty. Jutro dzień bez roweru :)
Kategoria 2.Trening