Info

avatar Witam! Z tej strony Michał Kandefer, urodzony katowiczanim oraz absolwent katowickiej AWF. Mam przejechane 52615.91 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 23.30 km/h.

Rekordowy dystans dzienny: 355 km.
Najwyższy osiągnięty szczyt:
- 2408m n.p.m (Port d'Envalira) Rekordowy tydzień:
- 1192 km (6 dni jazdy)
Rekordowy miesiąc:
- 4004 km (Maj 2013)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Państwa w jakich miałem przyjemność jeździć to:
Moje filmy:


Poprzednie lata:

2016 - 3200 km
2015 - 4510 km
2014 - 5010 km
2013 - 12200 km
2012 - 2340 km
2011 - 8629 km
2010 - 2186 km
2009 - 1294 km
2008 - 839 km
2007 - 1978 km
Dane naliczane są od 15.10.2013r

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy michalkandefer.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 16.38km
  • Czas 01:03
  • VAVG 15.60km/h
  • VMAX 62.66km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 444m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Giro d'Alpi- dzień IV - Trento

Poniedziałek, 21 maja 2018 · dodano: 08.06.2018 | Komentarze 0

Oj po wczorajszych przygodach zmieniamy swoje plany na kolejne etapy. Prognoza na kolejne dni nie jest zbyt dobra i z bólem serca podejmujemy decyzję o odpuszczeniu szczytów i przeniesieniu się w okolice jezior, gdzie będzie również górsko, ale ze zdecydowanie lepszą pogodą. Jest to jednak mądra decyzja. Skoro ciężko w takich warunkach było wjechać na szczyt 1700 m npm, to co dopiero takie Stelvio 2757 m, czy inne szczyty w Dolomitach. Trzeba będzie zostawić je sobie na najbliższą okazję!

Po wczorajszym trudnym i niebezpiecznym dniu wstajemy dopiero w okolicy godziny 10:00. Ja na spokojnie dochodzę do siebie po upadku, organizujemy na nowo logistycznie nasze bagaże w aucie oraz przygotowujemy się do transferu w okolice Trento. Mamy tam załatwiony nocleg u przyjaciółki Marcela, która mieszka w Trydencie już 9 lat. Miejsce noclegowe też nie jest przypadkowe. Jutro w Trento rusza 16. etap Giro d'Italia i jest nim indywidualna jazda na czas! Czekają nas kolejne piękne emocje! :)

Po niespełna 100 km przebijania się przez piękne przełęcze, około godziny 16:00 docieramy do Trento. Dalej nie mamy szczęścia pogodowego i lada moment złapie nas deszcz i burza. Postanawiamy jednak szybko złożyć rowery i ruszyć w kierunku Monte Bondone (2180 m nmp). Nie ma najmniejszych szans, abyśmy wjechali chociaż do połowy szczytu, ale decydujemy się jechać w jego kierunku do momentu, aż spadnie pierwsza kropla deszczu. Mogliśmy odpocząć, ale dobrze było rozruszać trochę nogę po wczorajszej wspinaczce na Monte Grappa oraz podróży samochodem. Nasi gospodarze mogli nas  przyjąć najszybciej o godzinie 20:00, więc nie zostaje nam nic innego jak trochę się powspinać. Niestety kończymy na 8 km jazdy, ponieważ już zaczął padać deszcz. Dokręcamy do wysokości 1000 m npm i zjeżdżamy do miejsca początkowego i kończymy dzisiejszą jazdę. 

Wieczorem razem z gospodarzami jedziemy na najlepszą w życiu pizze, a następnie regenerujemy się, by jutro po odwiedzeniu wioski Giro ruszyć nad jezioro Como. Zatrzymamy się jeszcze nad Gardą, by tam pokręcić po pięknej i malowniczej trasie prowadzonej wzdłuż jeziora :) Ciało po upadku ma się dobrze!

Tymczasowe zdjęcie z czwartego dnia:

Kategoria 1.Trasa, Giro d'Alpi


  • DST 71.30km
  • Czas 05:41
  • VAVG 12.55km/h
  • VMAX 64.58km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 1632m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Giro d'Alpi- dzień III - Monte Grappa! Oj było groźnie...

Niedziela, 20 maja 2018 · dodano: 07.06.2018 | Komentarze 0

Niedziela! Po 130 kilometrowym transferze z Ovaro do Feltre oraz po świetnej lazanii... obudziliśmy się w łóżkach! Po kilku dniach spędzonych w samochodzie czy namiocie, po raz pierwszy przyszło nam wypocząć w "normalnych" warunkach. Zostaliśmy ugoszczeni przez przyjaciółkę Marcela (współtowarzysza podróży) i mieliśmy wspaniałą okazję, by naładować nasze akumulatory. Z racji tego, że późno poszliśmy spać, wstaliśmy dopiero w okolicach godziny 10:00. Wieczorem zmęczenie było bardzo duże, ale nie mogliśmy nie poopowiadać o naszych przygodach na Monte Zoncolan czy podzielić się wrażeniami z przeżycia 14. etapu Giro d'Italia. To był istny kosmos, do którego człowiek ZAWSZE będzie chciał wracać!

Niby jest niedziela, ale my nie mogliśmy pozwolić sobie na dzień wolny od jazdy. Tuż po śniadaniu, wybieramy się na mszę do pobliskiego kościoła, by następnie zaatakować Monte Grappa! Miejsce to bardzo malownicze, historyczne (bitwa pod Monte Grappa - I Wojna Światowa) o wysokości 1775 m nmp, które kończy pasmo Alp Weneckich.  Cudowne miejsce choćby właśnie z tego ostatniego przytoczonego powodu. Na dosłownie kilometrze była różnica w pionie ponad 1500 metrów wysokości, gdzie widoczny był horyzont dochodzący praktycznie do samej Wenecji. Sam podjazd też do najprostszych nie należał. Praktycznie trwał przez 30 km, gdzie nachylenie oscylowało między 6 a 12%. W końcówce już pojawiał się klimat przypominający słynne Stelvio (w planie na dalsze dni)- wspinaczka po malowniczych serpentynach. Wszystko piękne, ale...

Niestety nie wzięliśmy pod uwagę, że tyle czasu potrwa nasza wspinaczka... Mozolnie zdobywaliśmy kilometry jak i przewyższenie w pionie. Na wysokości 1600 metrów niestety był zjazd w dolinę, gdzie utraciliśmy dobre 150 metrów wysokości. Bardzo nam to utrudniło sprawę i... niestety zabrało możliwość zdobycia szczytu Monte Grappa. Zrobiło się bardzo, ale to bardzo niebezpiecznie. Zostało nam do szczytu niecałe 2 km, ale przy naszym tempie  to prawie półtora godziny jazdy. Niestety wybiła godzina 20:00, a my ubrani na krótko, bez jedzenia, picia i przy temperaturze 5 stopni.. Warto wspomnieć, że najbliższa miejscowość gdzie mogliśmy uzyskać jakąkolwiek pomoc była oddalona o 20 km. W tym musieliśmy stracić 1600 m przewyższenia, a na zjeździe miały miejsce 22 zakręty wynoszące 180 stopni... Po konsultacji z mieszkańcami okolicznej miejscowości, którzy akurat przejeżdżali samochodem podjęliśmy jedyną słuszną decyzję...

Dwa kilometry od szczytu podejmujemy decyzje o ewakuacji i uciekamy pierwszym zjazdem do najbliższej miejscowości (oj rzadko się pojawiały..). Zrobiło się śmiertelnie niebezpiecznie, ze względu na nadciągającą właśnie burzę i panujący już zmrok. Jedynym wyjściem pozostaje nam w miarę bezpiecznie zjechać do miejscowości Bassano del Grappa, a następnie na dwie przesiadki pociągiem dojechać w miejsce, gdzie zostawiony mamy samochód. Zjazd początkowo idzie bardzo dobrze. Rower dobrze wchodzi w zakręty, a prędkość dostosowywana jest do profili zakrętów. Wszystko to jednak skończyło się na półmetku- na 11 zakręcie. Na szczęście już kilkadziesiąt metrów wcześniej wiedziałem, że nie zmieszczę się w zakręt i walczyłem, by utracić jak największą prędkość przed upadkiem. Udało się i skończyło się tylko na zadrapaniach i poobijaniach. Rower na szczęście też zbytnio nie ucierpiał i udało się bezpiecznie zjechać na dół. Zanim jednak to nastąpiło złapała nas burza, której tak się obawialiśmy. Co prawda przez 90% trasy pragnęliśmy prysznica, ale nikt z nas nie spodziewał się takiego armagedonu... Jakie to szczęście, że nie złapało nas to szaleństwo na szczycie! Nikt by nam nie pomógł i musielibyśmy spędzić noc na szczycie bez jakiegokolwiek zaopatrzenia i w strojach zupełnie nieadekwatnych do panujących warunków... A pewnie temperatura spadłaby poniżej zera...

Na dole czeka nas jednak nagroda! Mamy 30 minut do pociągu w kierunku Wenecji i decydujemy się postawić wszystko na jedną kastę i... zamówić dwie pyszne i gorące pizze! Kelner ręczył, że kucharz się wyrobi i miał racje! Ostatecznie dostaliśmy pizze 15 minut przed pociągiem i podzieliliśmy ucztę na dwie tury- przy stoliku w restauracji oraz tym w pociągu :)

Ojej.. To był piękny podjazd, ale niestety niezdobyty... Wspaniale jednak, że wygrał zdrowy rozsądek i nie ryzykowaliśmy życiem na szczycie Grappy...

Kategoria 1.Trasa, Giro d'Alpi


  • DST 22.64km
  • Czas 06:30
  • VAVG 3.48km/h
  • VMAX 52.68km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 1288m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Giro d'Alpi- dzień II - Monte Zoncolan!

Sobota, 19 maja 2018 · dodano: 03.06.2018 | Komentarze 0

Po transferze z Cave del Predil (niespełna 100 km) oraz deszczowej nocy w namiocie, czeka nas wielki dzień! Trzy wielkie wydarzenia! Pierwszym z nich jest wspinaczka na słynne Monte Zoncolan, które uważane jest za jedno z TOP 3 najtrudniejszych podjazdów kolarskich w Europie, drugie to gościna tego dnia na Zoncolanie Giro d'Italia, a trzecie... urodziny mojego współtowarzysza podróży :) Ciekawy prezent sobie na urodziny sprawił, nie sądzicie? :)

Mógł przecież ten dzień spędzić na leżaku z zimnym piwkiem, a wybrał wariant podjazdu o długości 10,1 km, o średnim nachyleniu 11,9 %, maksymalnym 22% przy różnicy wzniesień 1210 m! Kolejnym aspektem twierdzącym, że Marcel nie lubi iść na łatwiznę, jest wybór podjazdu od najtrudniejszej strony tego włoskiego giganta- czyli od miejscowości Ovaro.

Według danych na rok 2004 gminę zamieszkiwało 2218 osób. Mała, ale bardzo urocza miejscowość. Oczywiście nie mogliśmy się tam znaleźć w lepszy momencie, niż w dzień kiedy to peleton Giro wybiera się na wspinaczkę prawdy! Już od wczorajszego dnia cała miejscowość przypominała jeden wielki różowy festyn! Na każdym słupie różowe balony, w centrum koncerty, udekorowane domy czy umiejscowione antyczne rowery w... jedynym tego dnia słusznym kolorze :) Istne szaleństwo!

Nigdy wcześniej w swoich rowerowych przygodach nie poczułem takich skrajności. Z jednej strony spotkałem się z największym trudem, a z drugiej nigdy nie byłem w takim kolarskim raju! Pierwsze 3 km podjazdu do najtrudniejszych nie należały (9%), ale następne 5 km to już istny koszmar (15,4%)! Wtedy pojawił się inny aspekt, który może nie pchał roweru, ale sprawiał że ta ściana robiła się trochę bardziej delikatna. Mam na myśli klimat jaki panował podczas naszej wspinaczki. Trasa była już przygotowana pod 14 etap Giro d'Italia, a na niej mnóstwo kibiców z całego świata! Nie zabrakło polskich flag czy polskich okrzyków, które były najlepszą motywacją do lepszego kręcenia się nogi! Co ciekawe w tegorocznej edycji Giro nie mieliśmy żadnego polskiego kolarza, a mimo to wielu rodaków wybrało się na trasę. Według danych Eurosportu, na podjeździe zebrało się... 100 000 kibiców! Nie znam drugiego tak wspaniałego kolarskiego miejsca jak to! Uwierzcie mi, że to było coś pięknego wspinać się w takich warunkach! Niesamowite przeżycie! W dodatku te tunele czy fragmenty trasy oddane pamięci wybitnych kolarzy z przeszłości...

Na samym szczycie nie spędzamy zbyt dużo czasu. Mamy ambitny cel, aby zjechać o czasie i złapać peleton w miejscowości Chiassis. Zadanie wydaje się proste, ale.. na Monte Zoncolan nic nie jest proste! Robiło się już strasznie tłoczno i ciężko było sprawnie zjechać. W dodatku sprawę postanowił utrudnić nam grad, który "kapitalnie" dowartościował nam zjazd! Był jednak świetnym tematem zastępczym dla bólu rąk, spowodowanym ciągłym trzymaniem klamek hamulcowych.. :) Ostatecznie nam się udaje i pełni wrażeń pakujemy się do auta i ruszamy w kierunku Feltre, które jest naszą kolejną bazą. Startujemy z wysoko podniesioną głową i pełni radości, że nie był to ostatni aspekt Giro na naszej tegorocznej wyprawie! :) Podczas transferu zatrzymujemy się jeszcze w kawiarence i przy dobrej kawie oglądamy w TV końcówkę etapu z finishem na naszym Monte Zoncolan :) MAGIA!



Kategoria 1.Trasa, Giro d'Alpi


  • DST 20.60km
  • Czas 03:10
  • VAVG 6.51km/h
  • VMAX 58.69km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Podjazdy 697m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Giro d'Alpi - dzień I

Piątek, 18 maja 2018 · dodano: 31.05.2018 | Komentarze 0

W czwartkowy wieczór (17.05.2018) rozpoczynamy naszą przygodę, której nadaliśmy nazwę "Giro d'Alpi". Celem naszego wyjazdu jest zdobycie kilku ciekawych alpejskich przełęczy (oraz szczytów) licząc, że pogoda nam dopiszę i część z nich zostanie oficjalnie otwarta (Passo dello Stelvio oficjalnie otwierana 01.06.18). Mamy przygotowany w razie czego plan B, ale jadąc tyle kilometrów nie wyobrażamy sobie oglądać szczyty z perspektywy dołu! Co będzie możliwe do wjechania- zostanie wjechane! 

Pierwszy raz wybieramy się  na wyprawę w zmienionej formie niż dotychczas. Do tej pory zawsze ruszaliśmy z Polski na rowerach, ale czas i możliwości urlopowe nie pozwalają na to, aby "tracić" tak dużo czasu na transport do miejsca docelowego. Decydujemy się na podróż autem. Wybraliśmy się w dwie osoby, więc nie było większego problemu, aby rowery wraz z najpotrzebniejszymi rzeczami zmieściły się w samochodzie. Mamy również  ze sobą namiot, licząc jednak, że znaczna część noclegów będzie pod dachem rozrzuconych po całych włoszech znajomych kolegi Marcela!

Pogoda na trasie zupełnie nas nie rozpieszczała, a transfer mierzył 850 km jadąc przez autostrady czeskie oraz austriackie. Naszym miejscem docelowym była włoska miejscowość Cave del Predil, położona przy samej granicy włosko- słoweńskiej. Głupotą byłoby nie zajrzeć do Planicy zwłaszcza, że oddalona była zaledwie o 20 km! Po spacerze po zeskoku skoczni, zrobieniu kilku pamiątkowych zdjęć ruszamy do Cave del Predil, aby rozbudować bazę i... przespać się godzinkę zbierając siły na  pierwszą wspinaczką :) Celem szczyt Mangartsko Sedlo.

Mangarstko Sedlo (2059 m nmp) - właściwy podjazd zaczyna się w wiosce Log pod Mangartem (my ruszamy z Cave del Predil). Długość podjazdu 16.8 km o średnim nachyleniu 8.7%. Przewyższenie: 1453m. Maksymalne nachylenie na 1km: 12.8%. Maksymalne nachylenie na 100m: 16.1%. Trasa bardzo widokowa, asfaltowa na której nie brakuje tuneli. Trzeba jednak bardzo uważać na kamienie (kozice zrzucają je na jezdnię). Nie jest to jeszcze wielkim problemem podczas wspinaczki, co nie oznacza że go nie stanowi. Większy kłopot jest zdecydowanie na zjeździe, gdzie chwila nieuwagi i zabawa kończy się tragicznie.

Właśnie też ze względu na aspekt kamieni nie udaje się nam wjechać na sam szczyt. Czym wyżej tym robiło się niebezpieczniej, a niestety nadciągała także burza. Po konsultacji z włoskimi rowerzystami decydujemy się odpuścić szczyt i zakończyć wspinaczkę na wysokości 1574 m nmp. Decyzja okazała się trafna, ponieważ kilka chwil po nawrotce trafiamy na deszcz i uciekamy przed burzą. Zjazd dość niebezpieczny i nie szalejemy z prędkością. Średnia podjazdowa niestety nie podskoczyła :)

Pierwsze koty za płoty. Jakoś bardzo z tego powodu nie rozpaczamy, ponieważ mamy w świadomości, że jutro czeka nas słynny Monte Zoncolan! Zwłaszcza, że tego dnia w ramach 14 etapu Giro d'Italia zagoszczą kolarze! Zapowiada się prawdziwe święto!

Kategoria 1.Trasa, Giro d'Alpi


  • DST 121.20km
  • Czas 05:45
  • VAVG 21.08km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 2809kcal
  • Podjazdy 642m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

III rajd "KATOWICE - OSTRAVA NA KOLE"

Niedziela, 29 kwietnia 2018 · dodano: 01.05.2018 | Komentarze 0

Za nami kolejna edycja „KATOWICE-OSTRAVA NA KOLE”. Miasta partnerskie Katowice i Ostrava już po raz trzeci z grupą kolarską AWF Katowice Cycling Team zorganizowały rekreacyjny przejazd rowerowy na trasie z Katowic do Ostrawy. Tegoroczny limit uczestników wyznaczony był na sto dwadzieścia osób, a wśród nich urzędnicy UM Katowice, UM Ostrawy, członkowie grupy rowerowej AWF Katowice oraz chętni, którym udało się zapisać na to wydarzenie. Trasa przejazdu liczyła niespełna 120 km i prowadzona była w 100% drogą asfaltową z pominięciem głównych tras (oczywiście jeśli było to możliwe).

Rajd ten poprzedzał prolog, w którym razem z Urzędzikami miasta Katowice i Ostravy przemierzyliśmy tę samą drogę, tylko w odwrotnym kierunku. Dzięki temu nasz weekend miał bardzo sportowy charakter. W sumie pokonaliśmy 240 km, ciesząc się wiosennym klimatem i… wieczorem czeskim piwkiem :)

Przejazd miał charakter typowo rekreacyjny, więc nasza średnia oscylowała przy 20 km/h. Cała trasa była pod eskortą policji, służb ratunkowych oraz serwisowych. Grupa AWF Katowice (do której również należę) nie tylko uczestniczyła w przejeździe, ale także pełniła wszelakie organizacyjne obowiązki. Między innymi kontrola tempa, pilnowanie osi środka jezdni, blokowanie skrzyżowań oraz komunikacja ze służbami porządkowymi czy medycznymi. Najtrudniejszą z nich było zdecydowanie blokowanie skrzyżowań. Wyglądało to następująco- wloty dróg były przez nas zamykane do momentu przejechania całej grupy. Następnie trzeba było gonić, wyprzedzić, aby przed kolejnym skrzyżowaniem znów zabezpieczyć następne. Można to nazwać treningiem interwałowym, który miał miejsce na ponad 100 kilometrowym odcinkiem trasy. Ciężkie zadanie, ale było fajnym urozmaiceniem jazdy w grupie.

Po niespełna 6h jazdy dojeżdżamy do Ostravy. Tam jesteśmy częstowani posiłkiem, obdarowani pamiątkowymi medalami, a następnie po czasie wolnym transportowani darmowym przejazdem autobusowym do Katowic.
W końcu wpadły jakieś kilometry! Impreza bardzo udana! Poniżej zrzut GPS z przejazdu.



Kategoria 2.Trening, 8. >100 km


  • DST 30.20km
  • Czas 01:13
  • VAVG 24.82km/h
  • VMAX 40.19km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Podjazdy 227m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsze koty za płoty

Sobota, 6 stycznia 2018 · dodano: 06.01.2018 | Komentarze 0

Sezon rozpoczęty! Zapewne do systematycznego śmigania jeszcze trochę czasu, ale jakoś trzeba nazwać ten pierwszy tegoroczny wyjazd. De facto powinienem jeszcze trochę poczekać na pierwsze kilometry, ponieważ od kilku dni doskwiera mi ból gardła. Postanowiłem je dobrze zabezpieczyć i pokręcić się trochę po okolicy. Korzystając z tego, że w święto drogi są mniej uczęszczane, to zdecydowałem się na wyjazd drogą 79 w kierunku Bytomia. Tam zatrzymuję się jeszcze na kawę i po trochę ponad godzinnej jeździe melduję się w domu. 

Czuć, że w ostatnim czasie więcej czasu poświęciłem na inne aktywności i nogi nie kręciły się dobrze. Na dobry początek sezonu trzeba będzie poczekać i wtedy na nowo zaprzyjaźnić się z rowerem. Póki co dużo brakuje, a cele na ten rok są ciekawsze niż poprzedni. Oby udało się je zrealizować!


Kategoria 2.Trening


  • DST 27.80km
  • Czas 00:57
  • VAVG 29.26km/h
  • VMAX 51.51km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 238m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

To jest to!

Sobota, 4 listopada 2017 · dodano: 07.11.2017 | Komentarze 1

Sezon ogórkowy rozpoczęty. Co za tym idzie, wszystkie rangowe imprezy z kolarskiego kalendarza UCI już się odbyły, pogoda iście wakacyjna szybko nie wróci, a... chęć na rower jak w kwietniowe sobotnie popołudnie! W każdym innym sezonie uznałbym to za ściemę. W tym jednak (jak już wcześniej na blogu wspominałem) sytuacja jest zgoła odmienna, ale co ważne.. PRACA MAGISTERSKA ZOSTAŁA NAPISANA! Człowiek w końcu będzie miał czas, aby coś pokręcić! Szkoda, że pogoda już nie dopisze bo mimo że jest listopad, to w głowie odczuwana jest rowerowa świeżość. Jednak jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma! Jednak w szaleństwie jakie miało miejsce w ostatnich dniach, udało się wyjść na rower! A może to nie było ostatnie słowo?

Cel był prosty. Zostawić wszystko i na godzinę- półtora oddać się przyjemności! Na zaproszenie, celem wypadu stały się Tarnowskie Góry ( DZIĘKI! ), a jazda była wyjątkowo przyjemna. Nie sądziłem, że po tak lichym sezonie noga może się tak dobrze kręcić. Pewnie swoje zrobiła też świeżość nóg oraz głód jazdy, ale nie przypuszczałem że średnia prędkość będzie oscylować przy 30 km/h. W opisywanym przypadku, podróż rowerem stała się mocno konkurencyjną ofertą dla PKP i KZKGOP, jeśli chodzi o czas przejazdu! W dodatku, gdybym wybrał komunikację publiczną to nie mógłbym sobie pozwolić na hot-dogową przyjemność na jednej ze stacji ;)

Oj brakowało mi tego. Wierzę, że pogoda pozwoli jeszcze na jakieś ciekawsze śmiganie, a nie tylko na rowerowy transport do pracy. W najbliższych dniach czeka mnie jednak ostatni akcent związany z magisterką, a potem to już tylko czas pokaże :)


Kategoria 2.Trening


  • DST 69.80km
  • Czas 02:31
  • VAVG 27.74km/h
  • VMAX 57.19km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 503m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sezon stracony..

Niedziela, 10 września 2017 · dodano: 24.09.2017 | Komentarze 0

Oj niestety ten sezon nie można zaliczyć do udanych. Co prawda wiedziałem, że nic wielkiego w tym sezonie nie pojeżdżę, ale głęboko wierzyłem, że mój roczny dystans zbliży się do tego zeszłorocznego- który też wydawał się przeciętnym wynikiem. Niestety na taki wynik zbiegło się kilka czynników. Nie o wszystkich chciałbym mówić, więc w tym wpisie zrzucę wszystko na pisanie pracy magisterskiej oraz podjęcie nowej pracy zawodowej. Wierząc, że kilometrowej rewelacji nie będzie liczyłem na mniejsze wykreowane rowerowe wydarzenia. Miało być Stelvio, Przełęcz Karkonoska, a nawet udział w Akademickich Mistrzostwach Polski w MTB. Te ostatnie "wypadły z kalendarza" dwa dni przed zawodami.. To po prostu nie jest mój rok. Z ciekawszych akcji to brałem jedynie udział w rajdzie "Katowice - Ostrava NA KOLE" i "Z rynku do rynku Katowice- Kraków". Ten post wygląda trochę jak podsumowanie sezonu, mimo że nim nie jest. Jednak nie ma się co czarować bo z obecnym natężeniem obowiązków, czeka mnie pewnie jedynie kilka nic nie znaczących wyjazdów po okolicy. Niech potwierdzeniem moich słów będzie fakt, że dopiero teraz opisuję trasę, która miała miejsce dwa tygodnie temu. Trzeba przetrzymać jeszcze trochę czasu oraz liczyć, że przyszły sezon to będzie zupełnie odmienna sprawa.

DWA TYGODNIE temu wybrałem się na śląską pętlę. Zapowiadany był ostatni tegoroczny ciepły weekend, więc na te dwie godziny postanowiłem wszystkie obowiązki odłożyć na bok i zająć się śmiganiem. Za cel wybrałem sobie Tarnowskie Góry śmigając przez Siemianowice, Bobrowniki, Wojkowice, Rogoźnik i przez podjazd w Sączowie wkroczyć na DK78. Co tu dużo pisać. Pogoda była idealna, co było także widać po ilość kolarzy w okolicy. Każdy łapał ostatni tegoroczny letni akcent. Fajnie było się tak wybrać i boli fakt, że była to jedynie odskocznia od codziennych obowiązków. Plan jest jednak taki: w tym roku się obronić, a co za tym idzie jeden obowiązek mniej w przyszłym sezonie. Życie pokaże co tym razem przeszkodzi mi w osiągnięciu lepszego wyniku:)

Trzeba być dobrej myśli! Obiecałem sobie, że jak zamknę sprawy studenckie to wybiorę się świętować sukces na Stelvio! Ze względu na warunki pogodowe i przede wszystkim kondycyjne, wolałbym aby to było w przyszłym roku. Papier jednak koniecznie w tym!

Trasa bardzo podobna, co w linku poniżej.


Kategoria 2.Trening


  • DST 76.30km
  • Czas 04:18
  • VAVG 17.74km/h
  • VMAX 43.84km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 147m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wiślana Trasa Rowerowa

Piątek, 14 lipca 2017 · dodano: 17.07.2017 | Komentarze 1

W piątek miałem przyjemność uczestniczyć w przejeździe Wiślaną Trasą Rowerową (WTR) na odcinku Wisła - Pszczyna. No właśnie.. Określenie przyjemność można rozumieć na kilka sposobów. Może powinienem użyć raczej słowa "możliwość", bo stan drogi niestety jest w opłakanym stanie. Daleko mi od śmigania drogami rowerowymi, ale naprawdę nie spodziewałem się aż takiego niemiłego zaskoczenia. Moje uczestnictwo w przejeździe powiązane jest z przynależnością do Zespołu ds. polityki rowerowej w Województwie Śląskim. Wyjazd miał na celu "poczucia na własnej skórze" co serwuje nam trasa rowerowa oraz zastanowić się jakie kroki wprowadzić, aby wszystkim cyklistom śmigało się lepiej. W najbliższym czasie trasa zostanie na nowo oznakowana, co już zdecydowanie poprawi jej opinie. Niestety znaki to jedynie najmniejszy problem... Do gigantycznych minusów należy nawierzchnia, która praktycznie tylko odcinkami jest na dobrej jakości asfalcie. Bardzo często przerywana szutrami, szynami kolejowymi czy nawet łączy się z drogą wojewódzką. Dla rowerowego turysty nie będzie to najmilszy aspekt. Jest co robić, jest co zmieniać.

W najbliższym czasie czeka nas jeszcze przejazd odcinkiem WTR Pszczyna - Kraków i ponownie trzeba będzie zamontować szerokie opony, a najlepiej pożyczyć rower na pełnym amortyzatorze :) Marszałkowie województw na Konwencie Marszałków w Krynicy- Zdroju, opowiedzieli się za inwestycjami, więc może uda nam się doczekać Wiślanej Trasy Rowerowej o dobrych standardach z Wisły, aż po Bałtyk. Sporo się też mówi o Szlaku Orlich Gniazd. Oby!

Kategoria 1.Trasa, 3.Inne


  • DST 52.60km
  • Czas 01:59
  • VAVG 26.52km/h
  • VMAX 44.29km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 314m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Droga przez mękę

Niedziela, 25 czerwca 2017 · dodano: 25.06.2017 | Komentarze 0

Oj to był ciężki wyjazd! Nogi zupełnie nie chciały się kręcić, a wytłumaczeń na ten fakt znajdzie się kilka. Pierwszy z nich to przepracowanie. Walczyłem w pracy bite sześć dni, z czego wczoraj była to praca fizyczna przy organizacji "Biegu Świetlików". Rozkładanie namiotów czy sceny nie wpłynęło pozytywnie na mój organizm zwłaszcza, że zaczynało się po 5:00 rano, a definitywny koniec zabawy nastąpił 02:00 w nocy. Przeeeemęczeeenieee. Kolejnym aspektem wpływającym na moje rowerowe samopoczucie był typowy śląski obiad skończony zaledwie 25 minut przed wyjazdem. Przez ponad połowę dystansu myślałem, że się to źle skończy, ale na trasie Katowice - Mikołów (81) - Gliwice (44) na szczęście nie ma dużo dziur :) Wiatr, który wiał w porywach do 30 km/h też nie był sprzymierzeńcem i wróciłem do domu zajechany. O dziwo lepiej kręciło mi się po górkach w Rudzie Śląskiej, niż na prostej przestrzeni.

Jedynym chyba plusem tego wyjazdu, było przekroczenie bariery 1000 km w sezonie. Późno to się stało, ale jak mówi klasyk.. lepiej późno niż wcale :) Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu uda się coś pokręcić, bo kalendarz niestety bardzo napięty.


Kategoria 2.Trening