Info

avatar Witam! Z tej strony Michał Kandefer, urodzony katowiczanim oraz absolwent katowickiej AWF. Mam przejechane 52615.91 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 23.30 km/h.

Rekordowy dystans dzienny: 355 km.
Najwyższy osiągnięty szczyt:
- 2408m n.p.m (Port d'Envalira) Rekordowy tydzień:
- 1192 km (6 dni jazdy)
Rekordowy miesiąc:
- 4004 km (Maj 2013)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Państwa w jakich miałem przyjemność jeździć to:
Moje filmy:


Poprzednie lata:

2016 - 3200 km
2015 - 4510 km
2014 - 5010 km
2013 - 12200 km
2012 - 2340 km
2011 - 8629 km
2010 - 2186 km
2009 - 1294 km
2008 - 839 km
2007 - 1978 km
Dane naliczane są od 15.10.2013r

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy michalkandefer.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

8. >100 km

Dystans całkowity:21760.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:643:39
Średnia prędkość:22.00 km/h
Maksymalna prędkość:75.53 km/h
Suma podjazdów:92337 m
Maks. tętno maksymalne:208 (104 %)
Maks. tętno średnie:151 (75 %)
Suma kalorii:59164 kcal
Liczba aktywności:139
Średnio na aktywność:156.55 km i 7h 09m
Więcej statystyk
  • DST 102.20km
  • Czas 03:50
  • VAVG 26.66km/h
  • VMAX 51.45km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 510m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wietrznie, parno - ale przyjemnie :)

Czwartek, 22 maja 2014 · dodano: 23.05.2014 | Komentarze 0

Pierwszy raz w tym sezonie przyszło mi śmigać przy tak wysokiej temperaturze. Zaczęło się jednak od przyjemnych 14 stopni, bo taka temperatura panowała podczas mojego powrotu z pracy. Wyjazd ten można nazwać więc łączonym. Najpierw Milowice -Koszutka, by po 13:00 wyruszyć do Kędzierzyna.

Oj ciężko było się rozkręcić. Miałem w nogach ciężkie dwie nocki, brak adekwatnego czasu snu do zapotrzebowania oraz bagaż,który umilał życie tylko na zjazdach. Z biegiem czasu było już zdecydowanie lepiej. Przez mocno wiejący wiatr (rzekomo miało być 13 km/h), upał nie był aż tak odczuwalny. Po dojechaniu na miejsce, miała miejsce jeszcze jedna przejażdżka z Ania.

Taka krótka ta relacja wyszła :)

Zrzut dojazdowy do Kędzierzyna:


Kategoria 8. >100 km, 1.Trasa


  • DST 165.10km
  • Czas 05:37
  • VAVG 29.39km/h
  • VMAX 51.45km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 1013m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rowerowy Romeo oraz.... utrata Garmina

Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 2

Oj, to był sportowo wspaniały wyjazd! W sumie nie tylko sportowo, bo i emocjonalnie. Gdyby nie tylko jeden istotny fakt, to zostałby uznany za najlepszy w tym roku. Zapraszam na relację z sobotniej trasy Katowice – Kędzierzyn – Katowice, w której między innymi o współpracy ze Strzałą, o akcji „Rowerowy Romeo” oraz… o zgubieniu GPSa (Garmin Etrex 20). Miłego czytania!

To, że część soboty poświęcona będzie rowerowi, wiedziałem już od kilku dni. Cel wyjazdu nie był jednak wcześniej znany i ustalony został późnym piątkowym wieczorem poprzez facebookowy komunikator, podczas mojego wieczornego pobytu w Kędzierzynie. Przypadek? Nie sądzę :) Propozycja wyszła od Kuby (tak, to właśnie tajemniczo brzmiąca „Strzała”), a żemoja kobieta właśnie tam mieszka, to ani przez moment nie przyszło mi do głowy, by zanegować jego propozycję. Celem również było utrzymanie całej akcji w tajemnicy.

Mimo późnego położenia się spać, budzik dzwoniący równo o 08:00 nie był niczym nieprzyjemnym. Z werwą wyrwałem się z łóżka i zacząłem ogarniać się do wyjazdu. Szybkie śniadanie, ostatnie chwile na przygotowanie roweru i fru na szosę! Wczoraj wymontowałem bagażnik, by pierwszy raz od miesiąca, pośmigać na lekkim sprzęcie.

Temperatura o godzinie 09:00 wynosiła już 14 stopni, co pozytywnie mnie zaskoczyło. Chwilę później zmieniłem jednak swoje nastawienie. Wystarczyło kilka razy machnąć nogami, by uświadomić sobie że dzisiejszą największą przeszkodą będzie wiatr. Nie było innego wyjścia niż bojowe nastawienie do przeciwstawienia się wietrznym warunkom. Kwadrans później spotykam się z Kubą pod „żyrafą”, znajdującą się na terenie Parku Śląskiego. Główny i pierwszy temat rozmowy to oczywiście niesprzyjające warunki wietrzne. Nastawieni jednak byliśmy na walkę oraz liczyliśmy, że chociaż w drodze powrotnej wiatr będzie naszym sprzymierzeńcem. Wypracowaliśmy sobie system rotacyjny, w którym dawaliśmy sobie zmiany po 5 km. Współpraca świetnie się układała i mimo tego mocnego „wmordewindu” meldujemy się w Kędzierzynie ze średnią prędkością 29.15 km/h.

Na trasie był też czas na szybkie zakupy w bytomskim Lidlu oraz nakręcenie krótkiego filmiku „motywacyjnego” dla SRALPE Polska! Fajnie się przy tym bawiliśmy i droga minęła błyskawicznie. Najwyższy czas wspomnieć o trasie, jaka została przez nas wybrana. Poruszaliśmy się drogą 94, by w Pyskowicach skręcić na DK 40. Trasa ta była przeze mnie ostatnio uczęszczana i sprawdziła się idealnie. Była najlepszą możliwą opcją. Mniejszy ruch, świetna nawierzchnia i ciekawe dla oka widoki. Czego chcieć więcej ;)

Jak wcześniej wspomniałem, w Kędzierzynie mieszka dziewczyna, która na poważnie zawróciła mi w głowie. Jako, że nasz przyjazd do niej był niespodziankowy, to wpadłem na innowacyjny pomysł zatytułowany przeze mnie kryptonimem- „Rowerowy Romeo”. Zakupiłem kwiatek, który w iście rowerowy sposób został przetransportowany pod dom Ani. Opcja ta, zostaje zaprezentowana na zdjęciu pod relacją ;) Niespodzianka się udała i mogliśmy odpocząć fajnie spędzając czas.

Wszystko było kapitalnie do momentu zbierania się w drogę powrotną. Przypomniałem sobie, że nie wyłączyłem Garmina kończąc trasę, i że naliczyły się zbędne przewyższenia oraz metry przechodzone po domu. Zacząłem szukać go po kieszeniach i… zrobiło mi się ciepło. Zachowałem jednak spokój i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu. Śladu brak i wszystko wskazywało, że został zgubiony na trasie. Oj bardzo mnie to uderzyło. Była to moja baaardzo wartościowa „zabawka”. W bardzo kiepskim nastroju ruszam w drogę powrotną. Oj świetnie, że był Kuba, bo w innym przypadku moim środkiem transportu byłby pociąg. Obawiałem się, że nie będę w stanie „niczego wielkiego kręcić”. Początek też na to wskazywał. Jednak uznałem, że najlepszą opcją będzie rowerowe wyładowanie się i mocniej przycisnąłem na pedały. Wiatr zgodnie z naszymi przewidywaniami oraz zachciankami, wiał z korzystnego dla nas kierunku. „Łykamy” w mega fajnym tempie kilometry, podnosząc naszą średnią prędkość na 29.70 km/h! Doga powrotna to ponad 100 metrowa różnica w pionie, niż do Kędzierzyna. Tym bardziej cieszy poprawa naszej średniej. Postanawiamy jeszcze „uderzyć” do Piekar Śląskich, by przywitać się z naszą ekipą, która właśnie tam się znajdowała.

To był bardzo udany wyjazd. Pięknie było pośmigać na „pustym” rowerze, walczyć na trasie razem z kompanem oraz spędzić czas z dziewczyną. Jedyny przykry wariant to właśnie utrata Garmina…
Kilometraż wyszedł bardzo zadowalająco, nie mówiąc nawet o końcowej średniej prędkości, która wyniosła 29.40 km/h :)

Poniżej zrzut… GPS zrobiony ręcznie oraz fotka z akcji „Rowerowy Romeo”.



Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km


  • DST 164.30km
  • Czas 08:10
  • VAVG 20.12km/h
  • VMAX 57.73km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 1651m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Przygotowawcza w nieznane - Dzień III. Hradec Kralove (CZ) - Grodków

Czwartek, 24 kwietnia 2014 · dodano: 29.04.2014 | Komentarze 0

Z rana mogłem poczuć się jak na typowej wakacyjnej wyprawie. Początek dnia zaczynał się zgodnie z wyprawowym schematem- spanie w namiotach, pobudka o 5:00, by o 6:00 być już spakowanym i gotowym do trasy. A no właśnie… :) I tu muszę przyznać się do wielkiej wpadki. Kończąc zbieranie się, nie mogłem znaleźć kasku. W tym roku jest on obowiązkowy, a nieposiadanie go podczas jazdy równe jest z wykluczeniem z wakacyjnej wyprawy (taka nowość zwiększająca nasze bezpieczeństwo). Byłem pewien, że ktoś zrobił mi poranny żart i schował go, by lekko podnieść moje ciśnienie. Grupa jednak milczała, więc musiałem sobie przypomnieć gdzie widziałem go po raz ostatni. I tu zaczyna się śmieszna sprawa :) Uświadomiłem sobie, że na bank miałem go w nocy w namiocie. Ale pomyślałem, że na pewno tak nie jest, bo poczułbym go składając namiot (namiot Quechua 2 sec- kilkukrotnie złożony mieści się w futerale i komfortowo można go przewozić na bagażniku). Zaprezentowałem grupce niezły cyrk, bo od 10 minut powinniśmy być w drodze, a ja rozkładam namiot na parkingu od Lidla! Chwilę później już chyba nikt nie miał mi tego za złe, bo kask znalazł się w środku, co wywołało sporo śmiechu i wyluzowało atmosferę :) Ostatecznie podzieleni na dwie grupy, ruszamy o 6:15.

Po wczorajszym trudnym etapie nogi nie kręcą się wybornie. Jednak nie ma źle i w fajnej atmosferze dojeżdżamy na pierwszą tego dnia przerwę. Ma ona miejsce w miejscowości Nove Mesto nad Metuji. Tam wydajemy swoje ostatnie korony i… robimy zdecydowanie najlepsze zakupy tej wyprawy. Hitem były pączki, które można było nabyć po przeliczeniu za 40 gr. Najedzeni udajemy się w kierunki Polski.

Drugi dystans to już czysta przyjemność, która była skutkiem wspólnej rowerowej zabawy z Filipem oraz Danielem. Gadamy wiele pierdół oraz wymyślamy i wyśpiewujemy wiele muzycznych hitów. Czas mija szybko, a kilometry same się zdobywają. Po kilku kilometrach zjeżdżamy jednak z głównej trasy i wybieramy mniej uczęszczaną drogę, lecz z kiepską nawierzchnia i sporym podjazdem. Tak czy siak warto było! Można było się powspinać i zająć przy tym całą szerokość jezdni. Przerwa zaplanowana była w Mc Donalds’ie w miejscowości Kłodzko.

Tego dnia zaliczamy jeszcze górski podjazd na Wilczą Przełęcz i… niestety po raz kolejny zostajemy złapani przez deszcz. W naszej kolumnie Kamil łapie dętkę, więc razem z Filipem i Danielem zostajemy pomóc w ogarnięciu sprawy. Wtedy deszcz postanawia uderzyć w nas na pełnej mocy. Po usunięciu usterki, nie szarpiemy tempa, a dojeżdżamy do miejscowości Grodków, gdzie udało znaleźć się nocleg w tamtejszej parafii.

Kolejny dzień wyprawowy na plus :) Poniżej zrzut GPS z trasy:

Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km


  • DST 175.60km
  • Czas 07:54
  • VAVG 22.23km/h
  • VMAX 56.19km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 1870m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Przygotowawcza w nieznane - Dzień II. Bruntal (CZ) - Hradec Kralove (CZ)

Środa, 23 kwietnia 2014 · dodano: 28.04.2014 | Komentarze 0

Oj wcześnie zadzwonił ten budzik… Jednak warunki noclegowe były na tyle komfortowe, że z wesołą miną człowiek wyrwał się z karimaty (nocleg hala sportowa). Był jeszcze jeden wielki bodziec powodujący energiczne wstawanie! Dziś etap górski! Kto ze mną jeździ (lub rozmawia na tematy rowerowe) to wie, że taką trasę preferuję najbardziej. Liczyłem, że ukręcimy dziś fajny dystans i nazbieramy spore przewyższenie terenu.

Tak też się stało. Od samego początku śmigalismy po hopkach, zaliczając przy tym trzy spore przełęcze. Pierwsza z nich miała miejsce na 883 m. npm. Jedziemy podzieleni dalej na trzy kolumny. Mnie przypadło jechać w ostatniej i co ciekawe, najwięcej radości dawała mi jazda w końcówce i wspólne wygłupianie się z ekipą. Dopiero w połowie podjazdu, postanawiam razem z Filipem mocniej nacisnąć na pedały, sprawiając sobie dobry trening, przed majowym projektem (+ 500 km w 24h). Jedziemy fajnym tempem i w nagrodę czekał nas aż 28 kilometrowy zjazd. Niestety na nim znalazłem pierwszą wadę nowego roweru. Tarcza 36/46 jest średnią opcją na tego typu jazdę. Brakuje przełożeń i niebawem będę montował większą ilość zębów. Następnie wspinamy się na Suchy vrch (810 m. npm) oraz inny szczyt, którego nazwa nie jest nam znana ;)

Na ostatnim odcinku trasy, łapię swoją pierwszą dętkę w sezonie. Nie obyło się też bez małej wtopy ;) Czułem, że rower mnie zarzuca, więc zasygnalizowałem dętkę i razem z Kubą zjeżdżam, by usunąć usterkę. Po zatrzymaniu się spostrzegamy, że powietrze znajduje się w kole. Bierzemy się za jego przegląd, następnie piasty, by po pewnym czasie dostrzec, że flap serio jest, ale w przednim kole! Ta męska spostrzegawczość :)

Ostatnie 25 km samotnie z Kuba gonimy grupę, która ostatecznie czeka na nas pod Lidlem już w docelowej miejscowiści Hradec Kralove. Tam też się rozbijamy, nie szukając innej możliwości noclegowej. To był kolejny dzień bez ciepłego posiłku (nie wziąłem kuchenki) . Kapitalnie się złożyło, że spora grupka jechała pojeść lub umyć się do pobliskiego Maka, więc zabrałem się z nimi i zaspokoiłem swoją potrzebę! To był męczący i mega intensywny dzień. Kończymy go wspólną posiadówką, by o7po 21:00 znaleźć się już w namiotach. Tego dnia nasza grupa zmniejszyła się o 8 osób.

Poniżej zrzut mapki GPS oraz profilówka:


Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km


  • DST 149.20km
  • Czas 07:02
  • VAVG 21.21km/h
  • VMAX 51.45km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 1285m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przygotowawcza w nieznane - Dzień I. Kokotek - Bruntal (CZ)

Wtorek, 22 kwietnia 2014 · dodano: 25.04.2014 | Komentarze 2

Nareszcie! W końcu nadszedł czas ,by zostawić wszelakie problemy,  kłopoty i czerpać frajdę z pokonywanych kilometrów oraz przeżytej przygody. We wtorek rozpoczęła się wyprawa przygotowawcza grupy NINIWA Team, która była treningiem oraz drogą eliminacji dla kandydatów sierpniowej „wyprawy w nieznane”. Jest to bardzo intensywny okres, który ma na celu uświadomić potencjalnym uczestnikom wyprawy jak wygląda życie codzienne takiej eskapady.

Zaczęliśmy wszystko wieczornym (poniedziałek) spotkaniem organizacyjno - informacyjnym, by później spędzić czas na integracji. Z doświadczenia wiedzieliśmy, że i tak nikt szybko nie zaśnie, więc czas spędzamy przy ognisku i wspólnych rozmowach. Szczęśliwi ci, którzy przespali przynajmniej 4 godziny :)

Dzień zaczynamy Mszą Świętą i tuż po 06:00 ruszamy w trasę. Na starcie melduje się aż 43 uczestników! Podzieleni na trzy kolumny, dość spokojnym tempem łykamy pierwszy dystans, który wyszedł 70 km. Znaczna jego część spędzona była przeze mnie na rozmowach, więc czas ani przez moment się nie dłużył. Przerwa wypadła w mieście Kędzierzyn- Koźle przy tamtejszym Mc Donalds’ie. Ja jednak postanawiam udać się do dziewczyny, która mnie ugościła oraz pozytywnie naładowała na dalszą trasę. Nie wracam już pod „fabrykę hamburgerów”, lecz postanawiam oczekiwać grupy na drodze w kierunku Głubczyc.

Podobnie jak pierwszy dystans- drugi idzie bardzo gładko. Wykręcamy 50 km i drugą przerwę spędzamy już na czeskim terytorium. Zatrzymujemy się w centrum Pietrowic i wydajemy swoje pierwsze korony na niezbędne zakupy. Ja zaopatrzony we wszelakie świąteczne ciasta, powoli mam dość słodkiego i marzę o czymś ciepłym. Niestety nie zabrałem ze sobą kuchenki i tym bardzo utrudniłem sobie życie.

Tuż po starcie niestety złapała nas burza oraz mocny deszcz. Zaczął się również teren typowo górski, co dodatkowo urozmaiciło nam zabawę. Momentami, by zapomnieć o tej mało komfortowej sytuacji, uruchamiamy swoje "wokalne talenty" wyśpiewując różne radiowe i nie tylko hity. Po 30 km zatrzymujemy się pod Lidlem na przerwę.

Przerwa była obiadową (w standardzie godzinna), lecz warunki pogodowe na tyle się pogorszyły, że zostaliśmy zmuszeni rozglądać się za miejscem noclegowym. Nie było to łatwe i dopiero po pewnym czasie udało załatwić się halę sportową. Byliśmy zupełnie przemoczeni, więc możliwość skorzystania z pryszniców była dla nas zbawienna. Końcówka dnia to ciąg dalszy integracji i o 21:30 wszyscy usnęli.

Mimo kiepskich warunków, jechało mi się bardzo dobrze. Nowa maszyna się sprawdziła i z optymizmem patrzyłem w dzień następny, który będzie już typowo górskim odcinkiem. Łącznie udało się przejechać 149 km, przy 1185 m przewyższenia. Tego dnia odpadło dwóch uczestników.

Zdjęcie roweru oraz zrzut GPS:


Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km


  • DST 162.20km
  • Czas 06:32
  • VAVG 24.83km/h
  • VMAX 47.59km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 1098m
  • Sprzęt Giant X - Sport 2.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Kto szuka ten znajdzie" - Ogrodzieniec

Poniedziałek, 14 października 2013 · dodano: 15.10.2013 | Komentarze 0

Po dwóch dniach bez ani jednego przejechanego kilometra, przyszedł czas na najdłuższą trasę tegorocznej jesieni. Celem był Ogrodzieniec, a dokładnie Podzamcze. Ponownie jak w piątek, kręciłem dziś z Agnieszką, która właśnie była inicjatorem dzisiejszego kierunku jazdy. Osobiście bardzo mi to pasowało, ponieważ bardzo chciałem wrócić na Jurę jeszcze w tym roku, co zaznaczyłem we wpisie z 08.10.13 (KLIKNIJ). Na trasie miało miejsce wiele przygód, ale o tym to już poniżej.

Mój start miał miejsce tuż po godzinie 10:00. Godzina była na tyle sprytnie zaplanowana, by nie zamarznąć tuż po wyjeździe z domu. Za oknem przywitała mnie jednak temperatura jedenastu stopni, co jednak bardzo odczułem. Jechałem w krótkich spodenkach i zanim porządnie się noga rozgrzała, to przejechałem 1/3 trasy na Suchą Górę. No właśnie- tam właśnie spotykam się z Agą i tam zaczniemy wspólną jazdę. Chłód sprzyja dobrej jeździe i po 45 minutach melduję się na miejscu.

Dokładnie o godzinie 11:30, rozpoczynamy jazdę w kierunku Ogrodzieńca. Nie bawimy się w jakieś boczne drogi, a podłączamy się w drogę 78. Niestety od samego początku, mocno o sobie daje znać wiatr, który w sporym stopniu utrudniał jazdę. Droga nie była jakoś bardzo uczęszczana przez samochody. Zdarzało mi się jeździć tam w wiele gorszych warunkach. Przejeżdżamy kolejno przez: Świerklaniec, Nakło Śląskie, Celiny, Boguchwałowice, Siewierz, Zawiercie oraz Ogrodzieniec. Na Podzamczu meldujemy się z dobrą średnią (zwłaszcza jak na te warunki) wynosząca 24.5 km/h.

Tam następuje przerwa- pierwsza tego dnia. Odpoczywamy i zajadamy się początkowo na skałkach, lecz ostatecznie po jakimś czasie zmieniamy miejscówkę. Mocny wiatr stał się sporą przeszkodą i postanowiliśmy udać się na knajpki, by się trochę rozgrzać. Przypinamy swoje jednoślady do znaku drogowego, znajdującego się w najbliższej okolicy lokalu. Pijemy sobie herbatę, rozmawiamy na różnorodne tematy, gdy nagle okazuje się, że Aga nie ma swojego telefony. Przy dość sporym spokoju biorę się za przeszukiwanie kieszeni (tam wcześniej się znajdował) oraz sakwy. Telefon się nie znalazł! Sączenie sobie herbaty zostaje odłożone na później i wróciłem się na skałki, gdzie wcześniej przesiadywaliśmy. Przeglądałem wszystkie możliwe zakamarki, by go odnaleźć. Nic nie wskazywało na to, że zguba się odnajdzie. Siedziało mi w głowie hasło „kto szuka ten znajdzie”, więc szukałem dalej. Przypomniałem sobie, że koleżanka była się przejść pod bramę wjazdową, więc i tam szukałem szczęścia. Gdy już rozważałem powrót, to w oczy rzucił mi się wystający z trawy telefon. Pojawił się uśmiech i jako „zwycięzca” mogłem wracam na herbatę! TYLE WYGRAĆ!

Po półtoragodzinnej przerwie wracamy na szosę. Kręcimy dokładnie tą samą drogą. Tym razem naszym sprzymierzeńcem okazał się wiatr, który postanowił pomóc nam wrócić do domów zanim zupełnie się ściemni. Dość szybko „łykamy” kilometry, ale niestety nie udaje nam się uniknąć ciemności. Tuż za Siewierzem słońce zaszło oraz- co normalne- spadła temperatura powietrza. Końcówkę trasy przyszło nam jechać przy 8 stopniach, co znacząco dało się odczuć. W Świerklańcu nie zjeżdżamy jednak na Nakło Śląskie, a wybieramy przejazd na Bytom przez Radzionków. Na Suchej Górze meldujemy się o 19:15, by po kilku wymienionych zdaniach udać się na Katowice. Wspólnie przejechaliśmy 116 km.

Do Katowic jadę drogą 11 oraz 79. Na sam start (ul. Strzelców Bytomskich) tracę czołówkę. Przymocowana była do lemondki i po wjechaniu w dziurę wyskoczyła jak korek z szampana… Urwała się część z ledami i nie było czego zbierać z jezdni. Chciałem jeszcze pozbierać resztki, ale auto mi to utrudniło rozjeżdżając resztki w drobny mak. Kilometr dalej spotykam rowerzystę, któremu postanawiam usiąść na kole. Niestety współpraca trwała zaledwie 3 minuty, ponieważ rowerzysta przeleciał przez kierownicę wjeżdżając na brukowaną otoczkę na rondzie. Ostatecznie nic mu się nie stało, więc po kilku minutach ruszam dalej. Do samych Katowic na szczęście trasa odbyła się bez większych przygód.

Wyjazd na wielki plus! Wyszło pagórkowato, ale to akurat pozytywny akcent :) Pod opisem zamieszczam tradycyjnie zrzut z GPS oraz profilówkę. Na jutro planuję mały rozjazd, a środa będzie zupełnie bez jazdy.

Zrzut GPS oraz profilówka:


Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km


  • DST 106.70km
  • Czas 04:26
  • VAVG 24.07km/h
  • VMAX 58.76km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 1286m
  • Sprzęt Giant X - Sport 2.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mocne zakończenie tygodnia - Rogoźnik i okolice

Piątek, 11 października 2013 · dodano: 11.10.2013 | Komentarze 0

To był bardzo dobry dzień! Wystarczyło jeszcze tylko pobiegać, by zaliczyć dzisiejszy dzień pod kategorię triathlonową. Wszystko rozpoczęło się porannym zaliczeniem pływania (AWF Katowice), a zakończyło na dość mocnej trasie rowerowej (jak na obecną porę roku). Dziś na trasie towarzyszyła mi Agnieszka. Bilans dnia to 106 km oraz utrata 1.3 kg.

Równo o godzinie 12:00 wyjechałem w stronę Bytomia, w którym czekała na mnie Agnieszka. Na miejscu trzeba było załatwić kilka spraw i nasz „ostry start” miał miejsce dopiero w okolicy godziny 14:00. Tak czy siak, nie miało to wpływu na późniejszy wykręcony dobry dystans. Jako cel dzisiejszego treningu uznany został Rogoźnik, a dokładnie jego zalew. Kręcimy przez Tarnowskie Góry i włączamy się w trasę na Siewierz (droga 78). Kolejnym punktem przejazdowym był Sączów, Góra Siewierska oraz Wojkowice. Potem już tylko zjazd nad zalew i mogliśmy pozwolić sobie na 15 minutową przerwę. W ruch poszła czekolada, która była jedynym posiłkiem na trasie!

„Wypoczęci i najedzeni” ruszamy w drogę powrotną. Dokonujemy kilka zmian co do trasy powrotnej i lecimy przez Dobieszowice, Kozłową Górę, Świerklaniec i Radzionków. W Bytomiu meldujemy się o godzinie 16:30. Chwila rozmowy i wracam do Katowic. Wspólnie przejechaliśmy 55 km.

Na Katowice wybieram się dokładnie tą samą trasą, co do Bytomia – krajowa 11stka oraz 79. Przy ulicy Chorzowskiej na tyle się jeszcze dobrze czułem, że postanowiłem wykręcić pętlę po Brynowie (zaczynając od ul. Bocheńskiego, a kończąc na Mikołowskiej). Potem już tylko dojazd na Koszutkę.

Dziś jechało się bardzo dobrze. Wczorajszy dzień wolny dał trochę świeżości i można było na spokojnie zdobywać kolejne kilometry. Na pogodę też raczej nie można narzekać. Jedynie mocno wiejący wiatr utrudniał lekko jazdę. Wyszło dziś pagórkowato- ponad 1200 m przewyższenia. Wyjazd na wielki plus.

Dzięki dla Agnieszki za wspólną jazdę!

Zrzut trasy GPS oraz profilówka:
<-- KLIKNIJ

Kategoria 2.Trening, 8. >100 km


  • DST 103.80km
  • Czas 03:56
  • VAVG 26.39km/h
  • VMAX 51.41km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Podjazdy 1261m
  • Sprzęt Giant X - Sport 2.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Powrót na szosę! Śląska pętla

Poniedziałek, 7 października 2013 · dodano: 07.10.2013 | Komentarze 0

Wróciłem na szosę po 8 dniach. Przez ten czas byłem osłabiony chorobą i nawet nie myślałem, by wykręcić najmniejszy dystans. Chęci były, ale zdrowy rozsądek podpowiadał, że należy odłożyć to na inny termin. A przecież tyle się działo w kolarskim świecie przez ostatni tydzień! W niedziele Mistrzostwa Świata we Florencji, w środę pojawił się w sieci filmik promujący przyszłoroczne Giro d’Italia, a wczoraj odbyła się 107 edycja Giro di Lombardia. No właśnie! Jazda Rafała Majki dała wielkiego kopniaka mobilizacyjnego, by dziś wybrać się na trochę ciekawszą trasę niż wyglądało to w ostatnim czasie. Tyle wstępu ;)

Trasę na dzisiejszy trening przygotowałem sobie w sobotę na uczelni. Nie brzmi to najlepiej, ale miałem dostęp do komputera i rozpocząłem planowanie trasy. Na większość tras treningowych udaję się na Wojkowice oraz Mikołów. Tym razem postanowiłem połączyć te trasy- oczywiście w miarę możliwości, bo chciałem by trasa miała charakter pętli. Najpierw Wojkowice – Tarnowskie Góry, by potem przez Świętochłowice uderzyć na Mikołów. Zdradzę już, że na Rudzie Śląskiej trochę się zakręciłem i końcowy dystans wyszedł większy niż było to planowane.

Jechało mi się bardzo dobrze! Zważywszy na dopiero co pokonane przeziębienie, spodziewałem się gorszej jazdy. Do Tarnowskich Gór droga leciała szybko i przyjemnie. W Bytomiu jednak postanowiłem bardziej się skupić, by w dobrym miejscu zjechać na Świętochłowice. Nigdy wcześniej tam nie jeździłem i liczyłem się z ewentualną niespodzianką w postaci błądzenia ;) Udało się przejechać czysto, ale o Rudzie Śląskiej już tego nie mogę napisać. Źle zjechałem na Zgodzie (w ul. Śląską) i dołożyłem sobie 20 km. Szczerze mówiąc to teraz się z tego cieszę, ale kręcąc już po Katowicach odczuwałem zdecydowanie przeciwne odczucie. W końcówce brakowało już powoli sił. Nie wiem czy spowodowane było to tylko jedną 10 minutową przerwą czy powrotem po chorobie. Trasa wyszła mocno pagórkowata, bo przewyższenie terenu wyszło ponad 1200m w pionie. Ostatecznie wyjazd zaliczam do kategorii „na plus”! Dzięki błędowi na trasie padł mój 102 dystans powyżej 100 km w życiu. Zupełnie się tego dzisiaj nie spodziewałem.

Miało miejsce też dziś kilka kiepskich momentów na drodze. Pierwszy jeszcze w Siemianowicach Śląskich. Zjeżdżając ulicą Tarnogórską, kobieta z dzieckiem „wskoczyła” na pasy, zupełnie nie spoglądając nawet czy coś jedzie. Skończyło się okrzykiem ostrzegawczym z mojej strony i wyminięciem ich poprzez lewy pas. Było gorąco! W końcówce trasy już zupełnie byłem poniewierany przez samochody. W okolicy centrum Mikołowa, auta nawet połowicznie jechały po chodniku, by tylko uniknąć korka. Zamieszanie spore i musiałem zwiększyć czujność na drodze. Na ul. Kościuszki też można było poczuć smak samochodowych wyścigów! Jeden przed drugim zmieniał pas co również było sporym utrudnieniem dla rowerzysty.

Trochę sporo dziś napisałem. Skończę tradycyjnie zrzutem GPS oraz zdjęciem trasy.
<-- KLIKNIJ

Kategoria 2.Trening, 8. >100 km


  • DST 151.60km
  • Czas 05:26
  • VAVG 27.90km/h
  • VMAX 47.09km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Podjazdy 804m
  • Sprzęt Giant X - Sport 2.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

III Maraton Kolarski "DOBRODZIEŃSKA SETA"

Niedziela, 15 września 2013 · dodano: 16.09.2013 | Komentarze 1

Dziś miałem przyjemność kręcić w III Maratonie Kolarskim "DOBRODZIEŃSKA SETA". Nie był to typowy wyścig, bo zwycięzcą był każdy, kto pokona dystans 100 kilometrów w czasie 5 godzin. Nam zajęło to trochę ponad 3 godziny.

Dzień rozpoczął się bardzo wcześnie bo już o 5:00. Razem z Kubą musiałem się dostać do Lublińca (samochodem) by tam o 7:30 stawić się na wspólnej zbiórce w Lublińcu. Na maraton wybieramy się w cztery osoby: Jola, Paulina, Kuba i ja (drużyna NINIWA Team). Spotykamy się o wymienionej wcześniej porze na lublinieckim rynku i na rowerach pokonujemy 20 kilometrową trasę do Dobrodzienia.

Na miejscu zostajemy bardzo fajnie przyjęci przez organizatorów wyścigu, z którymi wiele rozmawiamy na temat naszej tegorocznej wyprawy. Do rozmów włączali się też inni uczestnicy maratonu, więc czas jaki był przeznaczony na oczekiwanie startu, minął bardzo szybko i przyjemnie.

Równo o godzinie 10:00, ponad dwustu cyklistów wystartowało na trasę. Po kilku kilometrach peleton podzielił się na kilka grupek, ponieważ podczas trwania maratonu otwarty był ruch uliczny. Samochody można było policzyć jednak na palcach jednej ręki i zupełnie nie przeszkadzały we wspólnej zabawie. Trasy nie opisuję, ponieważ znajduje się na obrazku poniżej tekstu.

Całą trasę jedziemy na luzie, bo naszym głównym celem była dobra zabawa. Udało nam się to również połączyć z dobrym tempem i na mecie meldujemy się ze średnią prędkością wynoszącą 29 km/h.

Należy bardzo pochwalić organizatorów za organizację wydarzenia. Trasa była znakomicie oznaczona (taśmowe strzałki na asfalcie, znaki z tabliczkami wzdłuż trasy), na każdym punkcie kontrolnym można było zjeść energetyczny posiłek oraz uzupełnić płyny, a na mecie czekała grochówka oraz kawa. Każdy uczestnik otrzymał również pamiątkowy medal. To wszystko za cenę startową, która wynosiła... 0 zł.

Tak już podsumowując, to jestem bardzo zadowolony z jazdy, klimatu panującego na trasie oraz poziomu organizacyjnego całego wydarzenia.

Po wszystkich posiłkach, wręczonych pamiątkowych medalach, przyszedł czas na powrót do Lublińca. Po wyścigu kręcimy jeszcze ponad 30 km i rozjeżdżamy się do domów.

Mapka GPS oraz mapa rajdu:


Kategoria 3.Inne, 8. >100 km


  • DST 100.30km
  • Czas 03:50
  • VAVG 26.17km/h
  • VMAX 48.73km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 740m
  • Sprzęt Giant X - Sport 2.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Katowice - Imielin - Piekary Śląskie - Katowice

Czwartek, 12 września 2013 · dodano: 12.09.2013 | Komentarze 0

Dziś razem z Marcinem postanowiliśmy wybrać się na fajny trening. Co ciekawe, decyzja zapadła w nocy na wspólnej imprezie ;) Nikt tych słów nie traktował jako żart, więc podjęliśmy rękawice i stanęliśmy do walki.

Zrobiliśmy bardzo fajny dystans (100.3 km) zważywszy na późną godzinę wyjazdu. Wyruszamy z Brynowa równo o godzinie 15:00. Pierwotnym celem była pętla w stronę Piekar Śląskich. Mieliśmy przygotowany 4 warianty trasy z ostatecznym punktem na trasie (zatoczenie rundy w Piekarach, w Piekarach przez Wojkowice, Świerklańcu oraz Tarnowskich Górach). Na 2 godziny przed wyjazdem okazało się, że musimy również zahaczyć o Imielin- co zupełnie nie było po drodze. Z wielkim uśmiechem decydujemy się na to, jednak kosztem pętli zakończonej w Tarnowskich Górach.

No i zaczynamy! Na Imielin kręcimy przez 3 Stary, Janinę, Giszowiec i Mysłowice. Warto dodać, że całą drogę w kierunku Imielina wisiały nad nami kiepskie deszczowe chmury. Ostatecznie skończyło się tylko na pojedynczych kroplach, więc możemy mówić o dużym szczęściu.

W 15 minut załatwiliśmy to co mieliśmy załatwić i wracamy na Mysłowice. Tam jednak zmieniamy trasę i na rondzie przy ulicy PCK podłączamy się w drogę 934. Drogą tą ciśniemy do samych Katowic i przez Szopienice, Burowiec, Dąbrówkę, Bogucice,Koszutkę i Wełnowiec uderzamy na Siemianowice Śląskie. Lecimy cały czas przed siebie i w Wojkowicach odbijamy na Piekary Śląskie. Pętle zataczamy przy Kopcu Wyzwolenia.

Wracamy drogą 911, bez większych przygód ;) Tempo jazdy mieliśmy bardzo fajne. Pogoda bardzo sprzyjała oraz fakt... że nie zabrałem przedniej lampki na kierownicę. Mobilizowało to by wrócić do domu zanim zupełnie się ściemni ;)

Bardzo fajna trasa! Oby takich więcej!

Tutaj dokładna trasa zrzucona z GPS'a:
Kategoria 2.Trening, 8. >100 km