Info

avatar Witam! Z tej strony Michał Kandefer, urodzony katowiczanim oraz absolwent katowickiej AWF. Mam przejechane 52615.91 kilometrów. Jeżdżę z prędkością średnią 23.30 km/h.

Rekordowy dystans dzienny: 355 km.
Najwyższy osiągnięty szczyt:
- 2408m n.p.m (Port d'Envalira) Rekordowy tydzień:
- 1192 km (6 dni jazdy)
Rekordowy miesiąc:
- 4004 km (Maj 2013)
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Państwa w jakich miałem przyjemność jeździć to:
Moje filmy:


Poprzednie lata:

2016 - 3200 km
2015 - 4510 km
2014 - 5010 km
2013 - 12200 km
2012 - 2340 km
2011 - 8629 km
2010 - 2186 km
2009 - 1294 km
2008 - 839 km
2007 - 1978 km
Dane naliczane są od 15.10.2013r

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy michalkandefer.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

1.Trasa

Dystans całkowity:22725.74 km (w terenie 107.50 km; 0.47%)
Czas w ruchu:665:18
Średnia prędkość:21.42 km/h
Maksymalna prędkość:75.53 km/h
Suma podjazdów:98885 m
Suma kalorii:33575 kcal
Liczba aktywności:181
Średnio na aktywność:125.56 km i 6h 09m
Więcej statystyk
  • DST 165.10km
  • Czas 05:37
  • VAVG 29.39km/h
  • VMAX 51.45km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 1013m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rowerowy Romeo oraz.... utrata Garmina

Sobota, 10 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 2

Oj, to był sportowo wspaniały wyjazd! W sumie nie tylko sportowo, bo i emocjonalnie. Gdyby nie tylko jeden istotny fakt, to zostałby uznany za najlepszy w tym roku. Zapraszam na relację z sobotniej trasy Katowice – Kędzierzyn – Katowice, w której między innymi o współpracy ze Strzałą, o akcji „Rowerowy Romeo” oraz… o zgubieniu GPSa (Garmin Etrex 20). Miłego czytania!

To, że część soboty poświęcona będzie rowerowi, wiedziałem już od kilku dni. Cel wyjazdu nie był jednak wcześniej znany i ustalony został późnym piątkowym wieczorem poprzez facebookowy komunikator, podczas mojego wieczornego pobytu w Kędzierzynie. Przypadek? Nie sądzę :) Propozycja wyszła od Kuby (tak, to właśnie tajemniczo brzmiąca „Strzała”), a żemoja kobieta właśnie tam mieszka, to ani przez moment nie przyszło mi do głowy, by zanegować jego propozycję. Celem również było utrzymanie całej akcji w tajemnicy.

Mimo późnego położenia się spać, budzik dzwoniący równo o 08:00 nie był niczym nieprzyjemnym. Z werwą wyrwałem się z łóżka i zacząłem ogarniać się do wyjazdu. Szybkie śniadanie, ostatnie chwile na przygotowanie roweru i fru na szosę! Wczoraj wymontowałem bagażnik, by pierwszy raz od miesiąca, pośmigać na lekkim sprzęcie.

Temperatura o godzinie 09:00 wynosiła już 14 stopni, co pozytywnie mnie zaskoczyło. Chwilę później zmieniłem jednak swoje nastawienie. Wystarczyło kilka razy machnąć nogami, by uświadomić sobie że dzisiejszą największą przeszkodą będzie wiatr. Nie było innego wyjścia niż bojowe nastawienie do przeciwstawienia się wietrznym warunkom. Kwadrans później spotykam się z Kubą pod „żyrafą”, znajdującą się na terenie Parku Śląskiego. Główny i pierwszy temat rozmowy to oczywiście niesprzyjające warunki wietrzne. Nastawieni jednak byliśmy na walkę oraz liczyliśmy, że chociaż w drodze powrotnej wiatr będzie naszym sprzymierzeńcem. Wypracowaliśmy sobie system rotacyjny, w którym dawaliśmy sobie zmiany po 5 km. Współpraca świetnie się układała i mimo tego mocnego „wmordewindu” meldujemy się w Kędzierzynie ze średnią prędkością 29.15 km/h.

Na trasie był też czas na szybkie zakupy w bytomskim Lidlu oraz nakręcenie krótkiego filmiku „motywacyjnego” dla SRALPE Polska! Fajnie się przy tym bawiliśmy i droga minęła błyskawicznie. Najwyższy czas wspomnieć o trasie, jaka została przez nas wybrana. Poruszaliśmy się drogą 94, by w Pyskowicach skręcić na DK 40. Trasa ta była przeze mnie ostatnio uczęszczana i sprawdziła się idealnie. Była najlepszą możliwą opcją. Mniejszy ruch, świetna nawierzchnia i ciekawe dla oka widoki. Czego chcieć więcej ;)

Jak wcześniej wspomniałem, w Kędzierzynie mieszka dziewczyna, która na poważnie zawróciła mi w głowie. Jako, że nasz przyjazd do niej był niespodziankowy, to wpadłem na innowacyjny pomysł zatytułowany przeze mnie kryptonimem- „Rowerowy Romeo”. Zakupiłem kwiatek, który w iście rowerowy sposób został przetransportowany pod dom Ani. Opcja ta, zostaje zaprezentowana na zdjęciu pod relacją ;) Niespodzianka się udała i mogliśmy odpocząć fajnie spędzając czas.

Wszystko było kapitalnie do momentu zbierania się w drogę powrotną. Przypomniałem sobie, że nie wyłączyłem Garmina kończąc trasę, i że naliczyły się zbędne przewyższenia oraz metry przechodzone po domu. Zacząłem szukać go po kieszeniach i… zrobiło mi się ciepło. Zachowałem jednak spokój i zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu. Śladu brak i wszystko wskazywało, że został zgubiony na trasie. Oj bardzo mnie to uderzyło. Była to moja baaardzo wartościowa „zabawka”. W bardzo kiepskim nastroju ruszam w drogę powrotną. Oj świetnie, że był Kuba, bo w innym przypadku moim środkiem transportu byłby pociąg. Obawiałem się, że nie będę w stanie „niczego wielkiego kręcić”. Początek też na to wskazywał. Jednak uznałem, że najlepszą opcją będzie rowerowe wyładowanie się i mocniej przycisnąłem na pedały. Wiatr zgodnie z naszymi przewidywaniami oraz zachciankami, wiał z korzystnego dla nas kierunku. „Łykamy” w mega fajnym tempie kilometry, podnosząc naszą średnią prędkość na 29.70 km/h! Doga powrotna to ponad 100 metrowa różnica w pionie, niż do Kędzierzyna. Tym bardziej cieszy poprawa naszej średniej. Postanawiamy jeszcze „uderzyć” do Piekar Śląskich, by przywitać się z naszą ekipą, która właśnie tam się znajdowała.

To był bardzo udany wyjazd. Pięknie było pośmigać na „pustym” rowerze, walczyć na trasie razem z kompanem oraz spędzić czas z dziewczyną. Jedyny przykry wariant to właśnie utrata Garmina…
Kilometraż wyszedł bardzo zadowalająco, nie mówiąc nawet o końcowej średniej prędkości, która wyniosła 29.40 km/h :)

Poniżej zrzut… GPS zrobiony ręcznie oraz fotka z akcji „Rowerowy Romeo”.



Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km


  • DST 31.10km
  • Czas 01:21
  • VAVG 23.04km/h
  • VMAX 31.75km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 82m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przygotowawcza w nieznane - Dzień IV. Grodków - Brzeg

Piątek, 25 kwietnia 2014 · dodano: 29.04.2014 | Komentarze 0

Oj to był chłodny nocleg. Mimo, że pod dachem, to spanie na kafelkach nie należało do najwygodniejszych. W nocy wiele razu się budziłem, szukając coraz to nowej alternatywy, by wyłapać trochę więcej ciepła. Niekoniecznie się to udaje...

Wstajemy o 6:00 i... cel mojej dzisiejszej trasy jest odmienny od celu grupy. Z rana postanawiam się odłączyć i samotnie dojechać do Brzegu, by następnie wskoczyć w pociąg i dojechać do Kędzierzyna. Mam tam kilka rzeczy do zrobienia, więc z czystym sumieniem dziękuję grupie za wspólne dni jazdy i wyruszam w swoją stronę :)

GPS wskazuje 22 km do Brzegu, więc godzinę przed wyjazdem pociągu postanawiam wyruszyć. A na trasie wiele niespodzianek... Pierwszą z nich to wiatr wiejący w twarz. Podczas samotnej jazdy o wiele bardziej odczuwalny, więc nie było mi do śmiechu. Kolejną zła wiadomością był kilometraż do Brzegu. Okazało się, że tych kilometrów jest o 5 więcej, więc musiałem przyspieszyć. Ostatnią już przeszkodą były trzy wahadła na trasie... Na jednym z nim ruch zamknięty na 5 min, ponieważ ciężarówka podczas prac budowy drogi, nawracała i wysypywała piasek na asfalt. Udaje mi się jednak przejechać i na pełnej nodze walczę, by zdążyć na pociąg. Ten jest o 9:04, a ja melduję się na dworcu 9:03! W ostatniej chwili zdążyłem, co niemiłosiernie mnie ucieszyło. Potem już tylko odcinek z dworca na kędzierzyńską Kłodnicę.



Kategoria 1.Trasa


  • DST 164.30km
  • Czas 08:10
  • VAVG 20.12km/h
  • VMAX 57.73km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 1651m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Przygotowawcza w nieznane - Dzień III. Hradec Kralove (CZ) - Grodków

Czwartek, 24 kwietnia 2014 · dodano: 29.04.2014 | Komentarze 0

Z rana mogłem poczuć się jak na typowej wakacyjnej wyprawie. Początek dnia zaczynał się zgodnie z wyprawowym schematem- spanie w namiotach, pobudka o 5:00, by o 6:00 być już spakowanym i gotowym do trasy. A no właśnie… :) I tu muszę przyznać się do wielkiej wpadki. Kończąc zbieranie się, nie mogłem znaleźć kasku. W tym roku jest on obowiązkowy, a nieposiadanie go podczas jazdy równe jest z wykluczeniem z wakacyjnej wyprawy (taka nowość zwiększająca nasze bezpieczeństwo). Byłem pewien, że ktoś zrobił mi poranny żart i schował go, by lekko podnieść moje ciśnienie. Grupa jednak milczała, więc musiałem sobie przypomnieć gdzie widziałem go po raz ostatni. I tu zaczyna się śmieszna sprawa :) Uświadomiłem sobie, że na bank miałem go w nocy w namiocie. Ale pomyślałem, że na pewno tak nie jest, bo poczułbym go składając namiot (namiot Quechua 2 sec- kilkukrotnie złożony mieści się w futerale i komfortowo można go przewozić na bagażniku). Zaprezentowałem grupce niezły cyrk, bo od 10 minut powinniśmy być w drodze, a ja rozkładam namiot na parkingu od Lidla! Chwilę później już chyba nikt nie miał mi tego za złe, bo kask znalazł się w środku, co wywołało sporo śmiechu i wyluzowało atmosferę :) Ostatecznie podzieleni na dwie grupy, ruszamy o 6:15.

Po wczorajszym trudnym etapie nogi nie kręcą się wybornie. Jednak nie ma źle i w fajnej atmosferze dojeżdżamy na pierwszą tego dnia przerwę. Ma ona miejsce w miejscowości Nove Mesto nad Metuji. Tam wydajemy swoje ostatnie korony i… robimy zdecydowanie najlepsze zakupy tej wyprawy. Hitem były pączki, które można było nabyć po przeliczeniu za 40 gr. Najedzeni udajemy się w kierunki Polski.

Drugi dystans to już czysta przyjemność, która była skutkiem wspólnej rowerowej zabawy z Filipem oraz Danielem. Gadamy wiele pierdół oraz wymyślamy i wyśpiewujemy wiele muzycznych hitów. Czas mija szybko, a kilometry same się zdobywają. Po kilku kilometrach zjeżdżamy jednak z głównej trasy i wybieramy mniej uczęszczaną drogę, lecz z kiepską nawierzchnia i sporym podjazdem. Tak czy siak warto było! Można było się powspinać i zająć przy tym całą szerokość jezdni. Przerwa zaplanowana była w Mc Donalds’ie w miejscowości Kłodzko.

Tego dnia zaliczamy jeszcze górski podjazd na Wilczą Przełęcz i… niestety po raz kolejny zostajemy złapani przez deszcz. W naszej kolumnie Kamil łapie dętkę, więc razem z Filipem i Danielem zostajemy pomóc w ogarnięciu sprawy. Wtedy deszcz postanawia uderzyć w nas na pełnej mocy. Po usunięciu usterki, nie szarpiemy tempa, a dojeżdżamy do miejscowości Grodków, gdzie udało znaleźć się nocleg w tamtejszej parafii.

Kolejny dzień wyprawowy na plus :) Poniżej zrzut GPS z trasy:

Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km


  • DST 175.60km
  • Czas 07:54
  • VAVG 22.23km/h
  • VMAX 56.19km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 1870m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Przygotowawcza w nieznane - Dzień II. Bruntal (CZ) - Hradec Kralove (CZ)

Środa, 23 kwietnia 2014 · dodano: 28.04.2014 | Komentarze 0

Oj wcześnie zadzwonił ten budzik… Jednak warunki noclegowe były na tyle komfortowe, że z wesołą miną człowiek wyrwał się z karimaty (nocleg hala sportowa). Był jeszcze jeden wielki bodziec powodujący energiczne wstawanie! Dziś etap górski! Kto ze mną jeździ (lub rozmawia na tematy rowerowe) to wie, że taką trasę preferuję najbardziej. Liczyłem, że ukręcimy dziś fajny dystans i nazbieramy spore przewyższenie terenu.

Tak też się stało. Od samego początku śmigalismy po hopkach, zaliczając przy tym trzy spore przełęcze. Pierwsza z nich miała miejsce na 883 m. npm. Jedziemy podzieleni dalej na trzy kolumny. Mnie przypadło jechać w ostatniej i co ciekawe, najwięcej radości dawała mi jazda w końcówce i wspólne wygłupianie się z ekipą. Dopiero w połowie podjazdu, postanawiam razem z Filipem mocniej nacisnąć na pedały, sprawiając sobie dobry trening, przed majowym projektem (+ 500 km w 24h). Jedziemy fajnym tempem i w nagrodę czekał nas aż 28 kilometrowy zjazd. Niestety na nim znalazłem pierwszą wadę nowego roweru. Tarcza 36/46 jest średnią opcją na tego typu jazdę. Brakuje przełożeń i niebawem będę montował większą ilość zębów. Następnie wspinamy się na Suchy vrch (810 m. npm) oraz inny szczyt, którego nazwa nie jest nam znana ;)

Na ostatnim odcinku trasy, łapię swoją pierwszą dętkę w sezonie. Nie obyło się też bez małej wtopy ;) Czułem, że rower mnie zarzuca, więc zasygnalizowałem dętkę i razem z Kubą zjeżdżam, by usunąć usterkę. Po zatrzymaniu się spostrzegamy, że powietrze znajduje się w kole. Bierzemy się za jego przegląd, następnie piasty, by po pewnym czasie dostrzec, że flap serio jest, ale w przednim kole! Ta męska spostrzegawczość :)

Ostatnie 25 km samotnie z Kuba gonimy grupę, która ostatecznie czeka na nas pod Lidlem już w docelowej miejscowiści Hradec Kralove. Tam też się rozbijamy, nie szukając innej możliwości noclegowej. To był kolejny dzień bez ciepłego posiłku (nie wziąłem kuchenki) . Kapitalnie się złożyło, że spora grupka jechała pojeść lub umyć się do pobliskiego Maka, więc zabrałem się z nimi i zaspokoiłem swoją potrzebę! To był męczący i mega intensywny dzień. Kończymy go wspólną posiadówką, by o7po 21:00 znaleźć się już w namiotach. Tego dnia nasza grupa zmniejszyła się o 8 osób.

Poniżej zrzut mapki GPS oraz profilówka:


Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km


  • DST 149.20km
  • Czas 07:02
  • VAVG 21.21km/h
  • VMAX 51.45km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 1285m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przygotowawcza w nieznane - Dzień I. Kokotek - Bruntal (CZ)

Wtorek, 22 kwietnia 2014 · dodano: 25.04.2014 | Komentarze 2

Nareszcie! W końcu nadszedł czas ,by zostawić wszelakie problemy,  kłopoty i czerpać frajdę z pokonywanych kilometrów oraz przeżytej przygody. We wtorek rozpoczęła się wyprawa przygotowawcza grupy NINIWA Team, która była treningiem oraz drogą eliminacji dla kandydatów sierpniowej „wyprawy w nieznane”. Jest to bardzo intensywny okres, który ma na celu uświadomić potencjalnym uczestnikom wyprawy jak wygląda życie codzienne takiej eskapady.

Zaczęliśmy wszystko wieczornym (poniedziałek) spotkaniem organizacyjno - informacyjnym, by później spędzić czas na integracji. Z doświadczenia wiedzieliśmy, że i tak nikt szybko nie zaśnie, więc czas spędzamy przy ognisku i wspólnych rozmowach. Szczęśliwi ci, którzy przespali przynajmniej 4 godziny :)

Dzień zaczynamy Mszą Świętą i tuż po 06:00 ruszamy w trasę. Na starcie melduje się aż 43 uczestników! Podzieleni na trzy kolumny, dość spokojnym tempem łykamy pierwszy dystans, który wyszedł 70 km. Znaczna jego część spędzona była przeze mnie na rozmowach, więc czas ani przez moment się nie dłużył. Przerwa wypadła w mieście Kędzierzyn- Koźle przy tamtejszym Mc Donalds’ie. Ja jednak postanawiam udać się do dziewczyny, która mnie ugościła oraz pozytywnie naładowała na dalszą trasę. Nie wracam już pod „fabrykę hamburgerów”, lecz postanawiam oczekiwać grupy na drodze w kierunku Głubczyc.

Podobnie jak pierwszy dystans- drugi idzie bardzo gładko. Wykręcamy 50 km i drugą przerwę spędzamy już na czeskim terytorium. Zatrzymujemy się w centrum Pietrowic i wydajemy swoje pierwsze korony na niezbędne zakupy. Ja zaopatrzony we wszelakie świąteczne ciasta, powoli mam dość słodkiego i marzę o czymś ciepłym. Niestety nie zabrałem ze sobą kuchenki i tym bardzo utrudniłem sobie życie.

Tuż po starcie niestety złapała nas burza oraz mocny deszcz. Zaczął się również teren typowo górski, co dodatkowo urozmaiciło nam zabawę. Momentami, by zapomnieć o tej mało komfortowej sytuacji, uruchamiamy swoje "wokalne talenty" wyśpiewując różne radiowe i nie tylko hity. Po 30 km zatrzymujemy się pod Lidlem na przerwę.

Przerwa była obiadową (w standardzie godzinna), lecz warunki pogodowe na tyle się pogorszyły, że zostaliśmy zmuszeni rozglądać się za miejscem noclegowym. Nie było to łatwe i dopiero po pewnym czasie udało załatwić się halę sportową. Byliśmy zupełnie przemoczeni, więc możliwość skorzystania z pryszniców była dla nas zbawienna. Końcówka dnia to ciąg dalszy integracji i o 21:30 wszyscy usnęli.

Mimo kiepskich warunków, jechało mi się bardzo dobrze. Nowa maszyna się sprawdziła i z optymizmem patrzyłem w dzień następny, który będzie już typowo górskim odcinkiem. Łącznie udało się przejechać 149 km, przy 1185 m przewyższenia. Tego dnia odpadło dwóch uczestników.

Zdjęcie roweru oraz zrzut GPS:


Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km


  • DST 52.40km
  • Czas 01:53
  • VAVG 27.82km/h
  • VMAX 52.30km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 354m
  • Sprzęt Merida Cyclo Cross 3
  • Aktywność Jazda na rowerze

Katowice - Kokotek. Jest 30 000 km!

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · dodano: 21.04.2014 | Komentarze 0

Nareszcie udało przekroczyć się 30 000 km, od czasu kiedy prowadzę swoje statystyki. Bariera ta miała miejsce podczas trasy dojazdowej do Kokotka, ponieważ stąd wyrusza jutro czterodniowa wyprawa przygotowawcza ( NINIWA Team). 

Jechało się bardzo sprawnie. Na początku lekko się obawiałem, ponieważ pierwszy raz jechałem na nowym rowerze z obciążeniem. Jechaliśmy bardzo płynnie i udało wykręcić się dobrą średnia. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie jazda chodnikiem na sporym odcinku remontowanej ulicy w Bytomiu przy Strzelców Opolskich. 

Zrzut GPS:

Kategoria 1.Trasa


  • DST 162.20km
  • Czas 06:32
  • VAVG 24.83km/h
  • VMAX 47.59km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 1098m
  • Sprzęt Giant X - Sport 2.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Kto szuka ten znajdzie" - Ogrodzieniec

Poniedziałek, 14 października 2013 · dodano: 15.10.2013 | Komentarze 0

Po dwóch dniach bez ani jednego przejechanego kilometra, przyszedł czas na najdłuższą trasę tegorocznej jesieni. Celem był Ogrodzieniec, a dokładnie Podzamcze. Ponownie jak w piątek, kręciłem dziś z Agnieszką, która właśnie była inicjatorem dzisiejszego kierunku jazdy. Osobiście bardzo mi to pasowało, ponieważ bardzo chciałem wrócić na Jurę jeszcze w tym roku, co zaznaczyłem we wpisie z 08.10.13 (KLIKNIJ). Na trasie miało miejsce wiele przygód, ale o tym to już poniżej.

Mój start miał miejsce tuż po godzinie 10:00. Godzina była na tyle sprytnie zaplanowana, by nie zamarznąć tuż po wyjeździe z domu. Za oknem przywitała mnie jednak temperatura jedenastu stopni, co jednak bardzo odczułem. Jechałem w krótkich spodenkach i zanim porządnie się noga rozgrzała, to przejechałem 1/3 trasy na Suchą Górę. No właśnie- tam właśnie spotykam się z Agą i tam zaczniemy wspólną jazdę. Chłód sprzyja dobrej jeździe i po 45 minutach melduję się na miejscu.

Dokładnie o godzinie 11:30, rozpoczynamy jazdę w kierunku Ogrodzieńca. Nie bawimy się w jakieś boczne drogi, a podłączamy się w drogę 78. Niestety od samego początku, mocno o sobie daje znać wiatr, który w sporym stopniu utrudniał jazdę. Droga nie była jakoś bardzo uczęszczana przez samochody. Zdarzało mi się jeździć tam w wiele gorszych warunkach. Przejeżdżamy kolejno przez: Świerklaniec, Nakło Śląskie, Celiny, Boguchwałowice, Siewierz, Zawiercie oraz Ogrodzieniec. Na Podzamczu meldujemy się z dobrą średnią (zwłaszcza jak na te warunki) wynosząca 24.5 km/h.

Tam następuje przerwa- pierwsza tego dnia. Odpoczywamy i zajadamy się początkowo na skałkach, lecz ostatecznie po jakimś czasie zmieniamy miejscówkę. Mocny wiatr stał się sporą przeszkodą i postanowiliśmy udać się na knajpki, by się trochę rozgrzać. Przypinamy swoje jednoślady do znaku drogowego, znajdującego się w najbliższej okolicy lokalu. Pijemy sobie herbatę, rozmawiamy na różnorodne tematy, gdy nagle okazuje się, że Aga nie ma swojego telefony. Przy dość sporym spokoju biorę się za przeszukiwanie kieszeni (tam wcześniej się znajdował) oraz sakwy. Telefon się nie znalazł! Sączenie sobie herbaty zostaje odłożone na później i wróciłem się na skałki, gdzie wcześniej przesiadywaliśmy. Przeglądałem wszystkie możliwe zakamarki, by go odnaleźć. Nic nie wskazywało na to, że zguba się odnajdzie. Siedziało mi w głowie hasło „kto szuka ten znajdzie”, więc szukałem dalej. Przypomniałem sobie, że koleżanka była się przejść pod bramę wjazdową, więc i tam szukałem szczęścia. Gdy już rozważałem powrót, to w oczy rzucił mi się wystający z trawy telefon. Pojawił się uśmiech i jako „zwycięzca” mogłem wracam na herbatę! TYLE WYGRAĆ!

Po półtoragodzinnej przerwie wracamy na szosę. Kręcimy dokładnie tą samą drogą. Tym razem naszym sprzymierzeńcem okazał się wiatr, który postanowił pomóc nam wrócić do domów zanim zupełnie się ściemni. Dość szybko „łykamy” kilometry, ale niestety nie udaje nam się uniknąć ciemności. Tuż za Siewierzem słońce zaszło oraz- co normalne- spadła temperatura powietrza. Końcówkę trasy przyszło nam jechać przy 8 stopniach, co znacząco dało się odczuć. W Świerklańcu nie zjeżdżamy jednak na Nakło Śląskie, a wybieramy przejazd na Bytom przez Radzionków. Na Suchej Górze meldujemy się o 19:15, by po kilku wymienionych zdaniach udać się na Katowice. Wspólnie przejechaliśmy 116 km.

Do Katowic jadę drogą 11 oraz 79. Na sam start (ul. Strzelców Bytomskich) tracę czołówkę. Przymocowana była do lemondki i po wjechaniu w dziurę wyskoczyła jak korek z szampana… Urwała się część z ledami i nie było czego zbierać z jezdni. Chciałem jeszcze pozbierać resztki, ale auto mi to utrudniło rozjeżdżając resztki w drobny mak. Kilometr dalej spotykam rowerzystę, któremu postanawiam usiąść na kole. Niestety współpraca trwała zaledwie 3 minuty, ponieważ rowerzysta przeleciał przez kierownicę wjeżdżając na brukowaną otoczkę na rondzie. Ostatecznie nic mu się nie stało, więc po kilku minutach ruszam dalej. Do samych Katowic na szczęście trasa odbyła się bez większych przygód.

Wyjazd na wielki plus! Wyszło pagórkowato, ale to akurat pozytywny akcent :) Pod opisem zamieszczam tradycyjnie zrzut z GPS oraz profilówkę. Na jutro planuję mały rozjazd, a środa będzie zupełnie bez jazdy.

Zrzut GPS oraz profilówka:


Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km


  • DST 67.20km
  • Czas 03:04
  • VAVG 21.91km/h
  • VMAX 55.48km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 546m
  • Sprzęt Giant X - Sport 2.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Jura - 5 upadek w sezonie

Wtorek, 8 października 2013 · dodano: 08.10.2013 | Komentarze 0

Po wczorajszej „Śląskiej Pętli” dziś przyszedł czas na Jurę. Kilometry przyszło mi „zdobywać” razem z Mikelem. Wyjazd był o trochę innym charakterze niż dotychczas. W Katowicach wsiadamy w pociąg do Zawiercia i postanawiamy kręcić po Jurze, by ponownie wracać koleją.

Spotykamy się o 9:30 na Koszutce i zmierzamy w kierunku dworca. Bez większych problemów rowery meldują się w wagonie (Koleje Śląskie) i możemy na pełnym luzie oczekiwać na przyjazd do Zawiercia. Tuż po wyjściu z pociągu udajemy się na drobne zakupy oraz przymocowujemy GPSa do kierownicy w… dość nietypowy sposób ;) Nie dorobiłem się jeszcze uchwytu, więc zostaje on owinięty plastrem. Metoda ta całkiem dobrze się sprawdziła!

Mniej więcej o godzinie 11:00 ruszamy na trasę. Podłączamy się w drogę 791 i… niespodziewanie pojawiły się problemy. Nawigacja pokazała jakieś głupoty, co spowodowało lekki powrót i zjazd z głównej drogi. Skończyło się to wszystko wylądowaniem w lesie i powrotem na tą samą drogę z której zawracaliśmy. Moment ten można fajnie zauważyć na zrzucie GPS, który jest pod opisem. Już więcej nie było nawigacyjnych kłopotów. Pojawił się jednak zupełnie inny- mocny, przedni wiatr. Nie ułatwiał wspinaczki, których na trasie nie brakowało i przede wszystkim nie dawał ani trochę radości ze zjazdów. W Podzamczu robimy sobie przerwę by następnie ruszyć w kierunku Pilicy.

Na 32 km, przed miejscowością Złożeniec musieliśmy pokonać podjazd o bardzo stromym nachyleniu. Wyskoczył zupełnie „bez zapowiedzi” i gdy już go kończyliśmy to okazało się, że za zakrętem czeka nas jego dalszy ciąg :) Taka miła niespodzianka. W tej okolicy ruch był bardzo znikomy. Trasy były bardzo mało uczęszczane przez samochody, co pozwoliło na luźną jazdę całą szerokością ulicy.

Naszym następnym punktem była miejscowość Żelazko. Tam zjeżdżaliśmy z głównej trasy. Trochę się zagalopowałem, ale podjąłem walkę by zmieścić się jeszcze w zakręt. Co prawda udało się, ale chwile później koło ześliznęło się z kamienistego podłoża i zaliczyłem upadek. Skończyło się na delikatnym podrapaniu w okolicy piszczela oraz tyłka. Był to piąty upadek w tym sezonie.

Po krótkiej przerwie zataczamy pętlę i wracamy do Zawiercia. Wiatr tym razem był naszym sprzymierzeńcem i z fajnym tempem dojeżdżamy pod dworzec PKP. Tam miała miejsce fajna sytuacja. Pewna kobieta do mnie podeszła z pytaniem czy mówię po niemiecku albo rosyjsku. Na to drugie od razu pojawił się uśmiech, więc postanowiłem nawiązać z nią konwersację ;) Tematyka oczywiście syberyjska. W trakcie rozmowy wychodzi na jaw, że kobieta zna również polski, więc już nie muszę trudzić się używając kiepskiego w moim wykonaniu języka rosyjskiego ;) Kobieta pochodziła ze wschodu, dlatego temat wyprawy ją zaciekawił.

15:26 wyruszamy pociągiem w kierunku Katowic. Wysiadamy jednak na Szopienicach, by dokręcić ostatnie kilometry w kierunku domu.

Trasa bardzo przypadła mi do gustu. Sporo podjazdów, ciekawe zjazdy no i przede wszystkim mało uczęszczane przez samochody drogi. W najbliższym czasie postaram się jeszcze tam wrócić.

Zrzut GPS oraz profilówka:


Kategoria 1.Trasa


  • DST 210.20km
  • Czas 08:34
  • VAVG 24.54km/h
  • VMAX 53.88km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 4846kcal
  • Podjazdy 1424m
  • Sprzęt Giant X - Sport 2.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Katowice - Kraków - Katowice- czyli... na kebaba i z powrotem

Środa, 4 września 2013 · dodano: 04.09.2013 | Komentarze 2

Dziś razem z Marcinem oraz Dawidem pojechaliśmy do Krakowa. Nie było w tym jakiegoś większego celu. Na trasie postanowiliśmy, że jedziemy na... kebaba. Tak też się stało, ale o tym później.

Zbiórkę robimy o godzinie 8:15 pod przejazdem kolejowym na 3 Stawach. No przynajmniej takie były plany. Spóźniam się niestety 20 minut, więc z mojej winy wyjeżdżamy trochę później. Jeszcze chwilę gadamy, wzajemnie się mobilizujemy i ruszamy na Kraków!

Wybraliśmy wariant trochę dłuższej, ale ciekawszej drogi. Zaczynamy przejeżdżając przez 3 Stawy, Giszowiec, Mysłowice, Imielin, by potem podłączyć się w drogę 780. Przez pierwsze dwie godziny kręcimy przy niskiej temperaturze (od 11 do 15 stopni) oraz we mgle. Przerwę robimy, zgodnie z tradycją w imielińskiej Biedronce. Trwała ona dokładnie 17 minut, a zakupiliśmy dokładnie to co zawsze- donaty oraz jogurt pitny. Na całej trasie towarzyszy nam niestety mocno wiejący wiatr. Był bardzo zmienny. Najczęściej "uderzał" w twarz oraz w lewe części ciała. Jeśli chodzi o nasze tempo to było bardzo przyzwoite. Trasa pagórkowata. W Krakowie meldujemy się ze średnią prędkością wynoszącą 27 km/h.

Tuż po wjeździe do Krakowa, spotykamy się z Marcinem (również uczestnik wyprawy na Syberię). Zaprasza nas do siebie i bardzo fajnie spędzamy czas. W tym miejscu wielkie podziękowania dla Niego za gościnę! Jak już być w Krakowie to wstyd nie pojawić się na rynku. Zanim tam jednak docieramy, postanawiamy wypełnić nasz cel! Jedziemy na kebaba! Turek widząc nas w strojach rowerowych, bardzo dobrze odczytał nasze wskazówki co do wielkości zamówionego posiłku ;) Porządnie najedzeni "atakujemy" rynek. Spędzamy tak jednak dosłownie 3 minuty, które przeznaczamy na wspólne zdjęcie. Ogólnie po Krakowie wykręciliśmy 20 km.

Już nie kombinowaliśmy co do drogi powrotnej. Pojawiła się alternatywa by jechać przez Olkusz i Jaworzno. Jednogłośnie decydujemy się jednak na taką samą trasę. Nasze tempo lekko spadło. Nie szarżowaliśmy z powodu obawy o siły fizyczne pod koniec trasy. Niestety nie pamiętam nazwy miejscowości, gdzie zatrzymaliśmy się na krótką przerwę. Napiszę jednak, że miała to być jedyna, ale wyszło inaczej! No, ale co... W Żarkach, w nasze oczy rzucił się baner reklamowy jednego ze sklepów z ofertą "2,5l Pepsi za 4.44 zł"! No przecież nie mogliśmy się na to nie skusić! Robimy szybką przerwę na zakup i kierujemy się na Katowice. Wiatr również daje o sobie znać.

Ostatecznie na liczniku wyszło trochę ponad 210 km, przy średniej 24.5 km/h.

Wielkie podziękowania dla Chłopaków za wspólną jazdę! Przesyłam również gratulacje, ponieważ oboje ustanowili dziś swoje rekordy co do przejechanego dystansu dziennego!

Co do ciekawostek:
-Na stan dzisiejszy (4 września), mam przejechane już więcej kilometrów w porównaniem do całego miesiąca wrzesień w poprzednim roku.
-Po trasie, wskakując na wagę spostrzegłem, że straciłem równy kilogram.

Niebawem zostanie zmontowany krótki filmik z wyjazdu.

Dokładna trasa:

Katowice (3 Stawy, Giszowiec) - Mysłowice - Lędziny - Imielin - Chełm Śląski - Kopciowice - Chełmek - Libiąż - Żarki - Babice - Kwaczała - Alwernia - Brodła - Kaszów - Liszki - Kryspinów - Kraków

Kategoria 1.Trasa, 8. >100 km


  • DST 82.90km
  • Czas 03:56
  • VAVG 21.08km/h
  • VMAX 50.04km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 480m
  • Sprzęt Giant X - Sport 2.0
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Trasa na Imielin + weselna brama (zdobyte 0.5)

Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 17.08.2013 | Komentarze 1

Zaczęło się się wszystko trochę niespodziewanie. Rzadko zdarza mi się wyjeżdżać na jakąkolwiek trasę o godzinie 16:00. Jak na taką porę to zrobiliśmy kawał dobrej roboty! Zrobiliśmy bo dziś kręciłem z Marcinem (Maszek), jego bratem Michałem oraz Olgą. Dzisiejszy dystans to 82.90 km.

Spotykamy się o wspomnianej wyżej godzinie na katowickim Brynowie i rozpoczynamy kręcenie. Zanim dobrze wyjechaliśmy to z pewnych powodów musieliśmy wrócić. Taki obrót sprawy jednak wyszedł nam bardzo na dobre :) W kościele położonym niedaleko od miejsca startu miało miejsce wesele... Długo się nie zastanawiamy i z naszych trzech pojazdów ustawiamy bramę! Misja zakończona powodzeniem i półlitrowy napój wylądował w sakwie ;)

Dzisiejszy wyjazd był takim bardziej luźniejszym. Średnim tempem kręcimy przez Muchowiec, Giszowiec, Mysłowice i tam zjeżdżamy na Lędziny i dojeżdżamy do Imielina. Na mieście dołącza do nas Olga i wspólnie włóczymy się po okolicy. Zahaczamy między innymi o Zbiornik Imielin (po lesie niestety średnia prędkość bardzo spadła) oraz rozgrywamy 8 sprintów. Walczymy zarówno na płaskim jak i na podjazdach, dobrze się przy tym bawiąc. W Imielinie żegnamy się z Koleżanką i lecimy na Katowice.

Powrotna droga była bardzo podobna do dojazdowej. Różniła się jedynie początkiem, ponieważ zaczynaliśmy od ulicy Maratońskiej i w taki sposób dojechaliśmy na Kosztowy. Potem już standardowo- Giszowiec, Muchowiec. Na Muchowcu zostaję zaproszony jeszcze na grilla przez rodziców Marcina i Michała by następnie udać się już na Koszutkę.

Po rozstaniu z Maszkiem lecę ul. Francuską i tam ma miejsce ciekawe zdarzenie. Na jednych ze świateł otwiera się szyba w aucie i słyszę tekst: "Cześć! Czy ty przypadkiem nie jechałeś rowerem na Syberię?". Okazało się, że byli to koledzy innego uczestnika wyprawy. Chwilę gadamy i rozjeżdżamy się na światłach ;)

No to chyba tyle. Bardzo fajna i luźna trasa. Jutro prawdopodobnie przerwa od roweru, a w poniedziałek się zobaczy. Dzięki wszystkim uczestnikom za wyjazd!

Mapka trasy:
Kategoria 2.Trening, 1.Trasa